­

Tour de muzyczne - kwiecień - czerwiec 2024

17:51


Vel druga część sezonu 23/24, a że początek sezonu zbliża się coraz szybszymi krokami (zachody słońca o 20:10, banery Quo vadis na mieście), trzeba dopowiedzieć co udało mi się zobaczyć jeszcze przez chwilę sezonu…chociaż dużo dużo mnie ominęło i nikt nie chce mnie już brać na serio jako osoby która musicale ogląda. No cóż. 

Pierwsza część – Dziewczyny z kalendarza, Deszczowa piosenka, Six, Toruńskie musicale, A statek płynie, Tik tik bum, Cabaret, Złap mnie jeśli potrafisz, Tootsie, Chłopcy z placu broni i JChS - tu

 

1.      Jednego serca – Teatr Roma

Od pierwszej wizyty na Novej Scenie nie miałam złego spektaklu tam. Od Tuwima, przez Once, Robinsona do styczniowego Tik tik bum wszystko zrobiło na mnie wrażenie. A siedząc tym razem w pierwszym rzędzie nie mogłam zjechać na siedzeniu, a miałam ochotę klęknąć. Rocznik 2020 Akademii Teatralnej, który zrobił mi Anno Pandemic spektaklem Przybysz tym razem jako Aktorzy plus Małgorzata Kozłowska (w mojej obsadzie, jeszcze bywa Anastazja Simińska)  tym razem z reżyserką Anną Sroką-Hryń zaczarowali. Tak jak w Chłopcach z Placu Broni Mateusz Pietrzak, tak tu Barbara Olech przygotowała bardzo mocną, bardzo dynamiczną choreografię wymagająca wspinania się po choreografii, czasami energetycznych ruchów do piosenek które trzeba śpiewać – i to tak wymagających piosenek jak te Czesława Niemena. I po tych przeraźliwie trudnych choreo oni zamiatają a capella Dziwny jest ten świat. Niesamowita rzecz. A ile razy można się wzruszyć, a ile razy można się śmiać (Pod papugami mnie bardzo rozwaliło). Wspaniała polecajka. 

2.      Tylko grzecznie – Muzyczny Gdynia

Poszła 34-latka na spektaklach dla dzieci i serduszko zabolało za swoją wersją z 1996 roku, ale też i trochę siebie tym samym wyleczyła.

Uwzględniam, mimo że teoretycznie DzK to była premiera gdyńska, rzadko jeżdżę na spektakle dziecinne w innych teatrach, ale mimo że na Kameralnej, to to jest ta premiera Gdyni. Plus halo, moja ulubiona para butów vel Agnieszka Płoszajska i Michał Cyran (no i Emil Płoszajski scenariusz) nigdy jeszcze mnie zawiedli. I miałam rację, bo ich kolaboracja z Muzycznym (ze wspaniałą Szóstką, muszę wyróżnić Wielką Sandrę i Cudownego Pająko-Babcię Maję) i muzą Jana Stokłosy (ostatni song Miłej bez problemu mógłby znaleźć się we Frozen) tylko podbiło wartości, humor a i przekaz dla dorosłych. Bo nawet starsze dziewuchy muszą sobie przypomnieć że nie warto czasami chować emocji. Bo przecież nie da się tak żyć. 

3.      5 ostatnich lat – Teatr Proscenium

Gdyby Tylko grzecznie obejrzała Cathy z 5 ostatnich lat, nie byłoby spektaklu. 

A serio – 5OL było grane już za moich czasów tourdemuzyczne, ale wtedy chciałam nadrobić wszystkie duże spektakle, a ten był grany na Novej Scenie w Romie. Vide wyżej – jestem pewna że to był dobry spektakl, ale cieszę się że odkryłam go na żywo (film i ścieżkę dźwiękową znałam) właśnie w wykonaniu Anastazji Simińskiej i Dominika Ochocińskiego.

Mało znany fakt o mnie związany z tym, że mam niezdiagnozowane anxiety – lepiej nie wiedzieć oficjalnie, po co to komu – i kocham spoilery. Absolutnie mi nie przeszkadzają. Uwielbiam wiedzieć jak coś się skończy zanim to się zdarzy, ale kocham dochodzić do tego jak to się stanie. Co z tego że spojrzę na ostatnią stronę książki, jeśli historia poprowadzona mnie zaczaruje? 

Tym samym 5OL jest absolutnie moje. Od początku wiemy o związku Cathy i Jamie’go że się skończył – widzimy na początku koniec ze strony Cathy… a z drugiej strony też początek ze strony Jamie’go. Ponieważ wiemy jak się skończy, fascynująco ogląda się z jednej strony entuzjazm chłopaka który jest gaszony w jego perspektywie, a z drugiej ciężko widzieć dziewczynę, od początku zgaszoną, ale w perspektywie Jamie’go pełną optymizmu. I byłoby pewnie lepiej trzymać stronę obojga, ale Dominik Ochociński grał tak wspaniale, że absolutnie nienawidziłam. Pisałam wiele razy jak bardzo uwielbiałam nienawidzić Carla w wykonaniu Tomasza Bacajewskiego – takim villainem w tej historii był Dominik i moje wielkie chapeau bas. Tym samym, siedząc z boku w pierwszym rzędzie małego klubu Enklawa, bardzo blisko toaletki Cathy, miałam na wyciągnięcie ręki emocje Anastazji, do której wyrywało się serce. I dusza.

4.      Lalka – Teatr Siemaszkowej Rzeszów

Kocham Jerzego Jana Połońskiego jako reżysera. Footloose, Tuwim dla dorosłych, Pippin. Rozumiem niektóre pomysły. Nie mogę nic więcej powiedzieć dobrego o tym co zobaczyłam w Rzeszowie. 

Do tej pory widziałam bardzo mało osób, które były na tej inscenizacji, i powinnam napisać więcej niż w emocjonalnym tiktoku, który nagrałam po spektaklu, ale minęło trochę czasu a ja nadal nie mam nic dobrego do powiedzenia, oprócz tego, że niektóre pomysły rozumiem, a na niektóre jestem nadal zła, nie lubię tego że mi wyrzucono dobre piosenki z II aktu, że nie położono akcentu na to co powinno mieć akcent, że nie rozumiem konceptu Rzeckiego jako Mistrza Ceremonii, dlaczego tak przeseksualizowany aż do bycia wulgarnym jest Mraczewski. Czy podeszłam ze zbyt zamkniętą głową? Może. Potrzebuję też konfrontacji a propos tego co tam się zadziało. Błagam kogoś by tam pojechał. 

5.      Dracula – Teatr Muzyczny Łódź

Nie wiem czym jest moje życie, ale w środę rano nie wiedziałam że w sobotę będę na premierze Draculi w Łodzi. Dziękuję osobom (Kindze, Krzysztofowi i Beacie) dzięki którym to się udało, ale nie wierzę w przypadki, ale to był absolutny zbieg okoliczności. 

W pierwszym akcie byłam przemile zaskoczona. Wszystko słyszałam – vide moja relacja z Catch me if you can z poprzedniego wpisu – i podobało mi się co widzę na scenie – dużo pieniędzy włożonych w zwłaszcza wnętrze zamku Draculi. Może i się za bardzo śmiałam w paru scenach, które może nie powinny takie być (scena na wozie, Łódź Widzew:D), może wolałabym w paru rolach zobaczyć II obsadę, ale Paweł Erdmann jako Dracula, nawet z zabiegiem głosowym, którego nie byłam pewna, do mnie przemówił, była i reprezentacja wspaniałych absolwentów SWA w rolach nawet (Wojtek Daniel, Jeremiasz Gzyl, Michał Słomka) i na przerwę schodziłam usatysfakcjonowana, nawet jeśli końcowa scena statku trwała parę minut za długo. Ale w drugim akcie zostałam zgubiona rozwiązaniem inscenizacyjnym, który absolutnie nie pojawił się ani na chwilę w pierwszym akcie, a który mnie rozpraszał w poprzednim spektaklu reżysera który widziałam w Łodzi – scena, zaciemnienie, scena. Pierwszy akt szedł płynnie, coś się działo na tyle sceny, coś się działo na przodzie sceny, lecimy. Nie było tego już w II, a spektaklu to widać. Rozumiem, musi się dziać zmiana scenografii. Powiedzmy, że nie jestem wielką fanką „chodzonych” scen które były w Ghoście/Gorączce/Something rotten, ale wtedy przynajmniej patrzyłam czy Ula Bańka wrzuci saksofoniście napiwek, ile popcornu zje Ewelina Dańko, czy ktoś znowu kogoś potrąci. Coś się przynajmniej działo, a nie czułam się jak w filmie z lat 90, gdzie teraz w Polsacie mogła być przerwa na reklamę. No i mam problem że nie zapamiętałam żadnego songu. Nic. Ale ogólnie warto, nie? 

6.      Jeden dzień w Szmaragdowej Stolicy – AMuz, Gdańsk

Nie wiem czemu Wam to robię, jeśli I akt Wicked nie da się już zobaczyć, ale hej, mam miejsce? MOGĘ? 

Bo to był zajebisty showcase w wykonaniu studentów specjalności musical. Bardzo polubiłam inicjatywy AMuzu w tym sezonie, a ten jeden akt musicalu – który wiemy dziś że będzie na wiosnę 2025 w Romie, film w listopadzie – zrobił na mnie wielkie wrażenie – nawet jeśli budżet był mniejszy 😉

Wicked to już klasyka, Defying gravity znają wszyscy, ja osobiście czytałam wszystkie 4 części książek, widziałam też na West Endzie, ale uważam że nie będzie lepszego. Tyle serca włożonego, tyle dobrego przygotowania – tam każdy zasługiwał na to by grać na scenie. Świetna Anna Nowak – odpowiedzialna też za naprawdę genialne tłumaczenie – jako Glinda, Irena Michalska jako Elphaba, bardzo ciekawe obsadzenie Fiyero które miało sens, świetna inscenizacja lotu na miotle – no wyszłam absolutnie zachwycona. Bardzo żałuję że nie zagrali i II aktu (nawet w środku tygodnia!), czy że grali to tylko dwa razy (następnego dnia była druga obsada, wierzę że równie wspaniała). Nie mogę się doczekać kolejnych projektów.

7.      Czarny Szekspir – Teatr Syrena

Wzdech. 

¾ spektaklu zastanawiałam się, dlaczego nie kupuję tego co widzę. Dlaczego tak fascynujący życiorys pierwszego czarnoskórego aktora odgrywającego role szekspirowskie mnie tak bardzo nie interesuje? Dlaczego Mikołaj Woubishet, którego song z Idioty miałam na zapętleniu, który jest wzorem z Sevres jeśli chodzi o rolę Behemota w Mistrzu i Małgorzacie, który zrobił mi Trzech muszkieterów w końcówce, nie może mnie przekonać do Iry? Dlaczego tylko on się stara? 

Nadal nie wiem. Dziękuję, można do domu.

Znaczy, doszłam do wniosku że owszem, to tylko ich praca, nie do każdego spektaklu trzeba iść z potrzeby serca. Tylko że… z drugiej strony to bardziej widać niż to, jak ja siedzę przed komputerem i wklepuję dane do systemu bez pasji, niż gdy widać fałsz w spektaklu. Czy miałam szczęście czy byłam ślepa że do tej pory nie widziałam tego? Czy po prostu w innych spektaklach było to bardziej zakryte? Bo tu po prostu widziałam, że ten musical ma strukturę musicalu – ma być to co powinno być w westendowskich/broadwayowskich produkcjach. Że mamy tu teoretycznie wszystko co potrzeba by to był hit. Tylko czy twórcy – scenarzysta, reżyser, reszta – wierzyli w sprawę Iry by jego historię dobrze przedstawić? Tu mam wątpliwości. 

8.      Excentrycy – Teatr Muzyczny Toruń

Mniej wątpliwości mam co do Excentryków – chociaż top5 może nie będzie, bo ja naprawdę nie kocham tego jak coś można pokazać na scenie, a pokazuje mi się to jako widzowi na filmie (im dłużej mija czas, tym większy problem mam z sekwencją z Deszczowej, ale to już inny rodzaj historii).

Ale przymykam o to i nie mówię, bo przecież tężni z Ciechocinka nie da się przenieść do Torunia, zwłaszcza dopóki teatr nie będzie miał większej sceny – życzę bardzo – a spektakl został bardzo dobrze zrobiony i zainscenizowany i zagrany. Nie jestem bardzo jazzowa – z jazzu to Jazz baba riba ze Złego i przez to że w Muzycznym Ladies Jazz pomiędzy sezonami – ale standardy człowiek zna i docenia, a takie grał właśnie Fabian, czyli bohater Excentryktów w latach PRLu w Ciechocinku właśnie po tym jak wrócił z Anglii – i z takich songów składa się właśnie spektakl. Klimat PRLu może być idealizowany, ale tu został zachowany balans pomiędzy absurdami a rzeczywistością. A i absurdem i rzeczywistością był najlepszy powtarzający się skecz Uczciwych z Ciechocinka, czyli dwóch…dam, który absolutnie bawi za każdym razem. Rafał Szatan ma charyzmę i urok (oraz skórzaną kurtkę), Kamila Najduk i Kornelia Raniszewska jako główne postaci kobiece dorzucają swoje talenty (Fever!), jest band na scenie, parę wzruszeń (zwłaszcza w wykonaniu Katarzyny Jamróz), które sprawiają że jak przez jazz płynie się przez spektakl. 


Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga