A może - na Kameralną?

12:41

Duże spektakle dużymi spektaklami, wiadomo, Ghost, Noter, Skrzypek czy inne Grease są cudowne, fantastyczne, zrobione z rozmachem i dużo osób na raz może je zobaczyć, ale Teatr Muzyczny w Gdyni ma przecież trzy sceny. Na Nowej było Tango 3001, jest ulubione Avenue Q, Cooney'owskie Okno na parlament, ale jest jeszcze trzecie wejście, i duuuużo schodków, by dostać się na widownię Sceny Kameralnej.

I na Kameralnej, gdzie jest zaledwie 147 miejsc, czuje się atmosferę teatru przez bycie blisko, bo nawet w ostatnim ósmym rzędzie widzi się aktorów i słyszy się każde słowo, nawet bez mikrofonu - na Nowej czy w Miejskim bywa ciężko z tym. I czuje się atmosferę przez naprawdę ciekawe spektakle.. czasami alternatywne od popularnych - a naprawdę warto.

Na Kameralnej są grane spektakle dyplomowe IV roku - o Szwolożerach/Pamiętniku z powstania warszawskiego/Czyż nie dobija się koni/Ostatnim dzwonku pisałam, teraz jeszcze na Kameralnej IV rok będzie prezentował koncert - egzamin z piosenki aktorskiej - przygotowany pod okiem Marka Richtera - Szary Anioł, Marlena Dietrich. Z tego co widzę na Facebooku - będzie też choreografia. Może być ciekawie, ja biegnę na ostatni pokaz 9 maja i to będzie przedostatnie spotkanie z tym rokiem przed Koncertem Dyplomowym 19 czerwca. Zdolne to dzieciaki, i warto je zobaczyć jeszcze w całej grupie u nas, zanim się rozjadą po kraju.
A w przyszłym roku - spektakl III roku. Jak ja się z nimi rozstanę...?

Od września, zanim będzie premiera Wiedźmina (TUPTAM nóżkami mocno, bo się doczekać nie mogę, prawie jak przed Notrem!) będzie O czułości, projekt Doroty Kolak, z aktorkami Muzycznego śpiewającymi piosenki Kurta Tucholsky'ego. Poczytałam tochę o autorze, znalazłam parę przetłumaczonych wierszy i przyznaję - jestem zaintrygowana. Nie ma obsady, więc na podstawie repertuaru na następny sezon (i na to jak inne teatry nie zatrudniają nawet po ogólnopolskich castingach aktorów z innych teatrów) wróżę sobie kto może śpiewać, i zacieram ręce by oklaskiwać. Bo na pewno będzie ciekawie.

Są Sceny miłosne dla dorosłych - w ramach biletu za 500 groszy będzie można kupić 13 maja bilet na Sceny, przyznaję, już się boję kolejki która będzie wtedy, bo zaledwie 70 osób dostanie bilety... - i jest to dobry spektakl, Nie nazwałabym go genialnym, ale warto go zobaczyć.

Sceny Miłosne dzisiejszy dyrektor Teatru, Igor Michalski, wystawia i reżyseruje od lat, i w Muzycznym też już były parę lat temu i część obsady załapała się do tej wersji.
I szczerze: widać upływ czasu od powstania tekstu Zbigniewa Książka. To nie to że ja do pana Zbigniewa jestem uprzedzona po przetłumaczonym Notrze (ALEŻ SKĄD) ale niektóre teksty da się przewidzieć, dynamika sceny czasami siada a nie ma tekstem jak skupić uwagi. ALE, żeby nie było - w większości śmiać się można bardzo, parę razy ma się bardzo otwarte usta, bo się nie spodziewało takiego plot twistu na koniec, a "Zaliczenie" to majstersztyk pomiędzy Markiem Sadowskim a Kasia Wojasińską.
To też inny spektakl, bo to scenki przeplatane piosenkami, więc nie może być dynamiki scenariusza. Wiadomo, każda scenka jest inna, aktorzy wcielają się w kolejne postaci - i to jest plus, bo pokazują aktorskie możliwości. Acz, trochę zbyt zaszufladkowane to jest. No bo jednak można by było zamieszać i obsadzić Annę Urbanowską w roli uczennicy a Kasię Wojasińską w roli pani dyrektor i dałaby świetnie radę. I ciut żal że tak mało w scenkach Pawła Bernaciaka, który od ma milion twarzy i świetnie dałby radę zagrać parę ról. I tylko jedna scenka pomiędzy Dorotką Kowalewską i Andrzejem Śledziem. Nieee, nie narzekam, tak zdecydował reżyser, że obsada jest większa niż zwykle. Z jednej strony - super, bo to utalentowany zespół - z drugiej - może wtedy mniejsza obsada dostałaby inaczej scenki.
Piosenkowo - to nowa muzyka pisana specjalnie pod spektakl. I jest o miłości, jest song trzech pań, po którym wszystkie panie na widowni bija mocno brawo, już dawno nie słyszałam Anny Urbanowskiej tyle śpiewającej - jaki ona ma miły głos! - ale gwiazdą jest piosenka Kasi Wojasińskiej. Chwyta za serce, ujmuje nutami, muzyka jest przepiękna, a głos Kasi pasuje najbardziej. Absolutnie wiem, że jej Yennefer będzie magiczna.
Spetakl jest raczej do ludzi dorosłych skierowanych, nie radziłabym zabierać młodszych widzów, bo dla nich jest przygotowany..

Brzechwa dla dzieci
I teraz wyznanie, o którym moi znajomi doskonale wiedzą : nie lubię dzieci. W ilości więcej niż jeden, no góra, dwa, mnie przerażają. Znaczy, dzieci moich koleżanek są spoko na chwilę, ale no nie. Trochę mnie przerażają one i ich rodzice, którzy im na wszystko pozwalają, więc to chyba jasne, że boję się spektakli dla dzieci. Nie poszłam na Sindbada to mi zdjęli, bo tak jak Zły to za drogi spektakl, i pluję sobie przeraźliwie w brodę, bo głupia byłam. Byłam na Piotrusiu i nie było aż tak źle, nie było wtedy wycieczek, bo była to niedziela, więc mniej więcej po równo dzieci i dorosłych było.
Kupując na pokaz przedpremierowy Brzechwy dla dzieci na piątek na 9 rano (brać wolne by chodzić na spektakle, polecam) liczyłam się, że dużo dorosłych to tam nie będzie, ale stwierdziłam, że zaryzykuję. Przyznaję, chciałam uciec gdy usiadłam w rzędzie, w którym oprócz mnie jedyną dorosłą była pani przedszkolanka, a reszta to były dzieci. I zdecydowanie byłam jedyną osobą samotną.
Ale, gdy na scenę weszła Renia Gosławska, to dzieci się uspokoiły i siedziały zaczarowane do prawie końca 65-70 minutowego spektaklu. A to naprawde duży sukces.
I docenia się przeraźliwie aktorów, którzy grają w spektaklach dla dzieci, bo to chyba najtrudniejsza publika. Zaczarować,żeby były zainteresowane. Żeby chciały oglądać. I w spetaklu to się udało - dzięki dwojeniu i trojeniu się aktorów, by cały czas coś się działo. Dzięki uroczym kostiumom Kaliny Konieczny. Dzięki niespodziankom spadającym z sufitu. Dzięki wierszom Jana Brzechwy.
A i dorośli docenią właśnie poświęcenie aktorów i parę mrugnięć okiem - akcent francuski, muzyczne smaczki przygrywane przy nieśpiewanych wierszach (Eye of the tiger!) i naprawdę wysublimowaną choreografię jak na spektakl dla dzieci, która równie dobrze mogłaby się znaleźć w dużej produkcji (Bernard Szyc wspaniały ruch sceniczny wymyślił)
Zdolni aktorzy w tym zespole - w zespole od niedawna Iga Grzywacka (utalentowana też na skrzypcach!) i Sylwia Wąsik, Mateusz Deskiewicz (patrząc na ilość jego projektów boję się że niedługo mi z lodówki wyskoczy, ale tak daje radę i potrafi rozśmieszyć, że niech to robi dalej!), Aleksandra Meller i Aleksy Perski, no i pani akompaniator, czyli Renia Gosławska.
Ja sie świetnie bawiłam sama... ale jak będziecie chcieli iść, to raczej weźcie jakieś znajome dziecko. Nie będzie aż tak głupio Wam.

I w końcu jest Tuwim dla dorosłych - to creme de la creme.

Jakbym mogła, chodziłabym co miesiąc. Nie mogę, bo jednak już byłam dwa razy, a jak stwierdzam, że chciałabym, to już bilety wykupione.
W tym sezonie wróciłam po dwóch sezonach i myslałam, że będzie dziwnie bez Tomka Valldala Czarneckiego, który był mistrzem ceremonii - i trochę miałam rację - ALE zastąpił go Tomasz Więcek, który jest, jak dla mnie, esencją i definicją aktora musicalowego. Jak dla mnie mistrz. A na dodatek przenajmilszy człowiek, dwa razy rozmawiałam z nim chwilkę, w środku wtedy piszczałam przeraźliwie, na zewnątrz udawało mi się mniej więcej pozostać spokojną, ale podziwiam od paru dobrych lat. I świetnie się dogadują z drugim aktorem występującym w Tuwimie, którego podziwiam, czyli Krzysztofem Wojciechowskim (o nim też już pisałam od lat, i też dwa razy w środku piszczałam gdy rozmawiałam z nim!) co sprawia że scenka z hydraulikiem jest po prostu genialna - nie chcę spoilerować, bo to trzeba zobaczyć.
Są też oczywiście Anna-Maria Urbanowska i Karolina Merda, które świetnie animują spektakl - cała czwórka staje na wysokości zadania aktorskiego - są teksty Tuwima, na które się kiwa głową jak piesek w samochodzie, bo mistrzem pióra, point i trafnych obserwacji pan Julian był - jest dopracowana choreografia Michała Cyrana - i są pióra! - jest Artur Guza akompaniujący na pianinie - "ja nie będę grać w nieskończoność!" - i jest interakcja z publiką - wierzcie mi, warto mieć przygotowany w kieszeni grosz, gdy się pojawi kapelusz. Bardzo warto.

To jak - widzimy się na Kameralnej?

Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga