I już nadszedł czas katedr - Notre Dame w Muzycznym w Gdyni

11:41

Pierwsza wersja na gorąco po III generalnej. Wiadomo, subiektywnie.

Update: druga wersja po prapremierze.
Update: trzecia wersja po II obsadzie w premierę sobotnią. Jednak się udało :)

To już/w końcu/nareszcie/ej to tak minęło?
Rok po ogłoszeniu, że Teatr Muzyczny w Gdyni kupił licencję po 17 latach od premiery paryskiej na wystawienie polskiej oficjalnej wersji Notre Dame de Paris odbyła się prapremiera.

I jest okej. Nie genialnie. Okej.

I to jest naprawdę dobra wiadomość.

Mimo, że w poprzednim wpisie byłam tą osobą, która broniła przed premierą, to kilka informacji, które dostawałam w ostatnich dniach, parę video, które widziałam z próby medialnej przyprawiały mnie o drgawki. O nawet fizyczny strach. Nie śmiejcie się, to naprawdę musical, który jest ważny dla mnie skonfrontowany z polskimi warunkami ulubionego Teatru Muzycznego im Danuty Baduszkowej. Kocham i musical, i teatr, i naprawdę miałam nadzieję, że nie przyjdę do domu 9 września i się nie załamię, że jest źle.
Byłam 8 września na III generalnej (dziękuję i dziękować nie przestanę, A.!!!!!)i wychodziłam z teatru usatysfakcjonowana.
Byłam 9 września na prapremierze i wyszłam zadowolona.. ok, wyszłam bardziej zadowolona, zachwycona.
Byłam 10 września na premierze i już totalnie mnie rozpuścili.
Nie jest źle.

Forma i muzyka: wiadomo, już jest znana, pisana przed Riccardo Cocciante, dobrze osłuchana przed premierą. Tak samo jak forma, czyli brak dialogów mówionych, wszystko śpiewane, piosenka po piosence. Dla widzów znających Muzyczny z musicali Kościelniaka - na pewno dawno nie widziana, inna, starsza forma, realizacji. Być może trochę zbyt klasyczna, czy zbyt popowa - bo piosenki muzycznie są przewidywalnie - ale tak miało być. Belle nie bez powodu zostało Song of the Century. Poza tym Cocciante nie jest Kościelniakiem, umówmy się. Cocciante jest piosenkarzem/piosenkopisarzem. Napisany potem przez niego musical dla Daniela Lavoie Mały książe aż takiego sukcesu jak Notre Dame nie odniósł.
Nie można oceniać kostiumów/scenografii/świateł/make upu jak po oryginalnych musicalach, bo ta forma jest już znana. To licencja, więc wszystko jest już skopiowane z wersji oryginalnej. I dobrze, jak dzwony pojawiły się spod sufitu szczęka mi opadła. Tak samo jak zobaczyłam gargulce.. o, przepraszam, przyjaciółki maszkarony.

Tancerze i akrobaci: Są genialni. Co te chłopaki robią. Jak tancerki potrafią się ruszać. Choreo znowu, już znana z oryginału, ale tancerzy mamy fenomenalnych. Nie da się opisać. Dla nich warto zobaczyć.

Teksty: Oh, największy mój lęk dotyczył tłumaczenia. I trochę miałam racji, bo niektóre teksty powodowały moje wielkie oczy/chichotanie niekontrolowane/facepalm. Owszem, kocham i uwielbiam Luca Plamondona, ale jak już pisałam, gdy się próbuje analizować jego teksty to czasami też można delikatnie - albo trochę bardziej niż delikatnie - się załamać. Tak jak na przetłumaczone teksty Zbigniewa Książka. Najbardziej przeszkadzają mi teksty piosenek Fleur de Lys, bo są najbardziej niedorzeczne, tak, zgodne z oryginałem, ale bez tego uroku. Dziwnie są położone akcenty w dialogach śpiewanych, zwłaszcza w dialogu Frollo z Esmeraldą w drugim akcie. Dechiree jako Dręczy mnie słyszałam już w wykonaniu Tomasza Bacajewskiego, ale i tak zaczęłam się śmiać jak usłyszałam w czasie spektaklu. Naprawdę? Nie dało się tego inaczej rozwiązać? Jako Rozdarty? W kawałkach - no dobra, przesadzam, na W kawałkach chyba jeszcze bardziej bym wybuchnęła śmiechem.
ALE, żeby nie było, bo można odnieść wrażenie że jest naprawdę źle - a nie jest! Myślałam że te facepalmy to będą co chwilę, a większość jest dobrze przetłumaczona. I nie przeszkadza w odbiorze. I tłumaczy akcję i historię. Całościowy tekst Les temps des cathedrales - muszę się osłuchać z polskimi wersjami by zacząć używać polskich nazw piosenek, na razie francuski oryginał za bardzo mi siedzi w pamięci - brzmi o wiele lepiej niż mogłam się spodziewać. Tekst Vivre - Żyć jest cudowny. Florence ma więcej sensu niż w wersji francuskiej. Tak samo każda z piosenek Clopina. A może dziś one brzmią bo we Francji jest taka a nie inna sytuacja..? Jeszcze bardziej niż wtedy ludzie bez papierów..
Tylko zdziwiło mnie jedno, acz w wersji włoskiej było tak samo - La Monture zamienione kolejnością z Je reviens vers toi, tekstowo jednak odpowiadające. W wersji francuskiej La monture jest najpierw, Je reviens vers toi po, w tekście Phebus mówi Fleur że wyrok na Cygankę jest już podpisany i zawiśnie. W polskiej wersji Je reviens nie ma tego, dopiero Fleur wychodzi na tą złą i prosi kapitana by zabił Esmeraldę.
UPDATE z 10 - dziś jeszcze bardziej się śmiałam, bo lepiej słyszałam parę tekstów. Jej, w końcu ogarnęłam prawie wszystkie teksty Clopina. Prawie, bo jest ciężko. I naprawdę, tłumaczenie jest straszne, te rymy.. I dziś obsada trochę walczyła z akcentowaniem, z dykcją - teksty im nie pomagały.
Acz, stety, te teksty się wkręcają. Już mi brzmi w głowie polska wersja Tu vas me detruire mocno. Do Katedr też się powoli przyzwyczajam. Les Sans Papiers bardzo już: Obcymi nas tu zwą, nasz paszport to.. a w sercach zło!
I ogarnęłam też po obejrzeniu francuskiej wersji że nie tylko Je reviens jest skopiowane z włoskiej. Początek Bohemienne, rozpoczęcie Tu vas me detruire. Rozwiązania francusko włoskie na gruncie polskim - daje okejkę.

Obsada
Niestety, myślałam, że podejdę do tego dosyć obiektywnie, że nie będę porównywać z oryginałem, niestety, za bardzo mam w głowie wersję francuską: za co bardzo obsadę przepraszam.

Quasimodo:
- Michał Grobelny. Żeby więcej nie powiedzieć, bo poleciałyby słowa, których nie chcę używać, bo nie lubię hejtować: on po prostu nie nadaję się na scenę musicalową. Nie. I nie. I nie. Zbyt chce, a mu nie wychodzi, kopiować oryginał. Miny strzela, okej, aktorsko może by się rozkręcił, ale żadnych emocji nie słyszałam w jego głosie. Przy Dieu que le monde est injuste czy Danse mon Esmeralda powinno się płakać. Ja kręciłam głową.
UPDATE z 9 września: zostawiam te słowa, ale jak można się pomylić. Zostawiam je napisane, ale odwołuję. Już w pierwszym akcie dzisiaj było lepiej, już widać było różnicę, w drugim przy Les cloches zaczęłam mieć ciarki, przy Dieu que le monde est injuste jak wyciągnął nuty, a przy Tańcz ma Esmeraldo wzruszyłam się. Brawo brawo brawo. Przepraszam za pierwszą opinię, ale takiego progresu się nie spodziewałam. Świetnie zagrał.
-Janusz Kruciński: od samego początku nie próbował kopiować Garou, i to było już dobre. W pierwszym akcie nie do końca "kupowałam" jego wersję, ale przy Les cloches zrozumiałam tekst, co było dobre - chociaż nie do końca rozumiem, dlaczego końcówkę Esme-RAAAAAAAALda śpiewają tak a nie inaczej w tej piosence właśnie, gdzie nie wybrzmiewa głos! - a już dwa ostatnie songi Quasimodo zamiotły wszystko. Wszystko. Klasa musicalowa sama w sobie.

-Esmeralda:
-Maja Gadzińska- Maja jest Esmeraldą. Koniec kropka. To było wiadome od pierwszego spektaklu Chłopi w którym Maja grała Anioła. Przez wszystkie spektakle które przeszła. Helene Segara może się schować gdy Maja śpiewa Vivre czy Bohemienne. Najlepsza obsadowo.
-Ewa Kłosowicz - bardzo, ale to bardzo doceniam ją. Świetnie grała Faustynę w czasie widowiska na Światowych Dniach Młodzieży, była fenomenalna w czasie swojego dyplomu Czyż nie dobija się koni. Jej Esmeralda była ekspresyjna, scena z torturą mnie przyprawiła o gryzienie paznokci, głosowo też potrafiła wyciągnąć wszystkie nuty. Tylko mam problem z dykcją, największą jej i Jana Traczyka. Zrzucam wszystko na teksty, i jednak stres, bo wiem że potrafi wszystkie nuty wyśpiewać tak jak powinna.

-Frollo:
-Artur Guza: Oprócz tego "Kocham Cię" które powinno wybrzmieć tak żeby wszystkim kapcie pospadały, a nie pospadały (UPDATE z 9 września: wybrzmiało. Ojeny, i to jak wybrzmiało. Ojej. Daniel Lavoie mógłby podać rękę i pogratulować. Chapeau bas) - perfekcyjnie. To była najlepszy wybór castingowy obok Mai. Jaki on ma głos. Jak potrafi przekazać emocje. Brawo. Muzycznie najbardziej lubię właśnie jego wejścia. Piosenki Frolla są najcudowniejsze z całego musicalu.
-Piotr Płuska: producenci wybrali najlepszych wykonawców do roli Frollo. Ależ Piotr Płuska, na co dzień grający w Łodzi, o którym absolutnie nic nie wiedziałam wcześniej, ma męski głos. Cudownie przeszedł przez wszystkie nuty, świetnie poprowadził Frollo. Nadal ulubionym Frollo zostaje Artur, ale naprawdę genialny casting i obaj Frollo są przecudowni.

-Phebus:
-Przemysław Zubowicz - najbardziej odpowiadający oryginałowi czyli Patrickowi Fioriemu. Nadaje się do tej roli bardziej niż się spodziewałam, a już po Ghoście było wiadomo że będzie okej. Jest dumny, jest świetny wokalnie. Duży plus.
-Maciej Podgórzak - Maciek ma dużo do roboty w tym spektaklu. W jednej obsadzie gra Gringoire, w drugiej Phebusa. I mimo że w roli Gringoire radził sobie dobrze, to chyba lepiej czuje się w Phebusie. Tylko jedno ale, w jednym momencie Belle troszkę nie trafił w nuty, na co trochę zgrzytnęłam zębami. Ale Maciek ma świetny głos, i dobrze radzi sobie na scenie. Do przodu. Trochę trenowania a potem sporo odpoczynku dla głosu.

-Fleur de Lys:
-Weronika Walencik- Miłe zaskoczenie, dziewczyna ma naprawdę trudne - i głupie, powiem to - teksty do zaśpiewania, a jej kreacja jest naprawdę dobra. Urocza na początek, trochę naiwna, przy La monture pokazuje cały swoją, i tu przepraszam za wyrażenie, sukowatość. Ah, Julie też tak potrafiła. Świetny debiut.
-Kaja Mianowana - Fleur ma mało do śpiewania. I wydaje mi się, że gdyby trochę Kaja się rozśpiewała, byłoby lepiej. I tym zdaniem zakończę ocenianie jej. Bo więcej nie potrafię napisać. Oprócz tego, że straszny jest ten tekst La monture. I nie brzmi jak w wersji francuskiej.

-Clopin
- Łukasz Zagrobelny: piosenki Clopina są świetne, i Łukasz Zagrobelny sobie z nimi świetnie poradził. Poprawnie, ładnie, uroczo. Tylko właśnie zbyt łagodnie. Clopin jest postacią szaloną, i nic na to nie poradzę, że odkąd się dowiedziałam że Krzysztof Wojciechowski będzie Clopinem i zobaczyłam próbę medialną z nim, wiem, że on wniesie do niego to szaleństwo które miał Luck Mervil. On jest królem tej bandy ludzi bez papierów! On ma szaleć - Łukasz, brawa, bo świetnie przez cały spektakl, ale zbyt delikatnie.
UPDATE z 9: Albo Łukasz czytał mój tekst (hahahahahahah, jasne, że nie) albo ktoś mu podpowiedział i kurczę, było szaleństwo! Ależ pozytywnie mnie zaskoczył. Ależ miał energię. Prawdziwy Clopin.
-Krzysztof Wojciechowski - wiedziałam że będzie dobrze. Wiedziałam że będzie szaleństwo. Jak przy Placu Cudów się zaśmiał swoim śmiechem, tym szalonym śmiechem, aż pisnęłam (pana siedzącego obok, przepraszam). To był Clopin. Przy scenie jego śmierci (spoiler, tak, prawie wszyscy umierają, Phebus też kończy tragicznie, żeni się, jak to pisał Hugo w książce) się wzruszyłam. Wiedziałam, że będzie dobrze, Krzysztof mnie nie zawiódł. Już od paru lat oglądam go na scenie, jest świetnym solistą Teatru. Cieszę się, że u nas.

-Gringoire
 - Maciej Podgórzak: trochę chciałabym pochwalić, trochę pomarudzić, bo Bruno Pelletier. Co ja zrobię że słyszałam Bruna, a Bruno ma najlepszy męski głos jaki słyszałam w życiu? Gdybym nie słyszała oryginału, biłabym brawo i pokłony, bo Maciek ma dobry głos. Ma najwięcej i najtrudniej do zaśpiewania. On prowadzi ten spektakl. Absolutnie nie jest źle - ale nie jest genialnie też.
- Jan Traczyk - widać było że się denerwował na początku, ale czemu! Ma dobry, brzmiący głos, trochę podobny do głosu Maćka. Trochę mnie denerwowało akcentowanie, jak u Ewy, muszę kiedyś zobaczyć go jeszcze raz, bo znowu, nie znałam go totalnie i nie podbił mnie za pierwszym razem. Ale aktorsko świetnie poprowadził spektakl i bawił się wyśmienicie gdy się rozkręcił. Oby tak dalej.

To co napisałam w ostatnim zdaniu o Maćku mogę napisać o spektaklu. Nie jestem aż tak zachwycona jak byłam po Złym czy paru innych spektaklach, jak pisałam. Ale cieszę się, że Notre Dame powstało właśnie w tym Teatrze a nie w innym. I jest to spektakl dobry. I będę go polecać, i absolutnie warto go zobaczyć.
UPDATE po prapremierze: jestem bardziej zachwycona. To nie jest poziom zachwytu po paru innych spektaklach, ale jestem bardzo zadowolona. Bardzo.
A w ogóle, był Cocciante na prapremierze. I tak, podeszłam do niego. I powiedziałam mu, że przepraszam że przeszkadzam, ale dziękuję mu za musical, że jest on dla mnie ważny, i że cieszę się że jest wystawiony w moim mieście, w Gdyni. A on, że dzięki i że dobrze mówię po francusku. A ja, że to dzięki musicalowi też mówię po francusku. Że widziałam wersję z orkiestrą w Paryżu w Bercy. Myślał, że musical, trochę oklapł jak powiedziałam że tylko koncert, że byłam za mała na musical parę lat temu by pojechać do Francji. Powiedziałam że już nie przeszkadzam i jeszcze raz dziękuję. A on, że też dziękuję.

UPDATE po premierze: To co napisałam w ostatnim zdaniu o Janku mogę też napisać o spektaklu. Oby tak dalej!

A w ogóle to prapremiery są cudowne, jest darmowe wino, jest czerwony dywan, jest program za darmo. Nie żałuję żadnej złotówki z 210 złotych, które wydałam na miejsce na drugim balkonie. Polecam ten styl.


Ja po trzech spektaklach jestem usatysfakcjonowana, tym którzy mają Notre Dame przed sobą życzę dobrych wrażeń. Wrócę na spektakl, oczywiście. Ale w dalszej przyszłości. Idę szukać nowych spektakli i wracać na stare. W planach: Rapsodia z demonem, Emigrantka, Spamalot, Tuwim dla dorosłych.

Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga