Tres tres court : gdy staje się ważny...
19:14...teatr, oczywiście. Żeby nie było.
Na Wiedźmina miałam jeszcze 10 września dwa bilety, na premierę i drugą premierę.
A potem miałam nie mieć, bo nie było. Tak wszyscy mówili i do dziś mówią.
Powstaje więc pytanie jakim cudem byłam już 5 razy, wychodząc po pierwszym razie skonfudowaną i nie chcącą wrócić ?
Otóż teatr robi bardzo złe rzeczy: wypuszcza bilety przed setem. A skoro wypuszcza, to znaczy że można je kupić.
Złe, złe rzeczy. Bo to pokuszenie. Któremu nie potrafię się oprzeć.
I chodzę. I będąc jeszcze raz na drugo-pierwszej obsadzie wiem, że to już nie to.
Że to już naprawdę małe rzeczy: charakter głównych postaci, dodatkowe gesty czy reagowanie na zdarzenia już "mi robią" spektakl. Że nagle w tej już znanej rutynie wyszczerzam się, bo drobne "a proszę bardzo" robi na mnie piorunujące wrażenie i wychodzę z teatru pod największym wrażeniem.
Tak samo mam z Notrem czy Ghostem czy Maydayem. Wiedźmin szybko skradł serce i duszę.
0 komentarze