Pierwszy kwartał #weteatrze

18:12


…czyli rzucono wyzwanie i człowiek już ma zadyszkę.

W tym roku już sobie zapisuję ile razy byłam w teatrze, w zeszłym mam to tylko zapisane na Insta, zmieściło się to w dwóch relacjach więc musi być coś koło setki. Ale Marta, z którą byłyśmy w Jury Nagrody Dramatycznej (do której, po zakwalifikowanych w tym roku do II etapu sztuk, nie powinnam się przyznawać), rzuciła sobie wyzwanie by zobaczyć 50 sztuk. Zaczęłam się zastanawiać czy 100 jest możliwa, więc narzuciłam sobie tempo…

Zanim jednak wyliczone krótsze-ale-dłuższe-niż-na-Insta, mały disclaimer – ja na Insta potrafię tylko na szybko wrzucić post. Szanuję i podziwiam osoby którym się chce pisać tak długo, że aż komentarze muszą być albo w karuzeli – ja nie potrafię. Może dlatego że blog istnieje nadal? Pewnie, nikt nie czyta blogów, ale here we are…

1.    W ostatnim kwartale zeszłego roku trochę miałam zadyszkę vel teatr w domu zaczął mi wjeżdżać na psychikę nie tak jak powinien (za długa historia), więc w Muzycznym w listopadzie i grudniu na Dużej Scenie nie byłam wcale. No ale przecież Sylwestrowy. No i… 

Ostatni raz w targecie Sylwestrowego byłam na gali jubileuszowej z musicalami. Od tego czasu zaczynam rozumieć, że na tym etapie życia to nie są programy dla mnie. Już pewnie zrozumieliście mnie źle – ale spróbuję się wytłumaczyć. 
Koncerty Sylwestrowe grane w karnawale mają bawić publikę. Mają sprawić, że osoby które kupią bilet, bądź są kupione bilety na Gwiazdkę, się rozluźnią, będą kiwać głowami, tańczyć w fotelach. I super, wspaniale, bosko. Na Wiedźminach nie można, na Lalce też tak średnio, więc luzik. Od paru lat Sylwestry mają temat przewodni lata 60/70.. i inna muzyka, w tym roku to były lata 90. i brytyjska. Czy wyłam (po cichu, spoko) Crazy is my life? Oczywiście. Czy cieszyłam się ze swojego miejsca na Takie tango? Ba, Krzysztof Wojciechowski vel Cugowski znowu dostał obstawę Mira-artu więc oczywiście. Czy wolałabym żeby Tomasz Gregor dostał lepsze songi do śpiewania niż Mydełko fa? Tak. 

Czy kiedyś doskoczę do targetu i nie będę marudziła? Nie będę już młodsza, więc średnią wieku zbliżam się szybciej do publiki, więc oczywiście.

2.    To nie był jedyny koncert sylwestrowy jaki widziałam, bo wsiadłam sobie w Intercity (Pendolino zaśpiewało 300 zł, więc zignorowałam) i po tym jak połowę drogi słuchawki w wagonie przedziałowym mówiły mi „low battery” udało się dojechać do Katowic, a potem do Chorzowa na ich koncert Sylwestrowy, w tym roku pod tytułem „Zatańczmy”. Koncertowi w Gdyni zarzucano chaos, to co powiedzieć o tym z Rozrywki? Nie, nie, już znowu nie zrozumiano mnie – owszem, temat przewodni „taniec” był, i w tym szaleństwie była metoda, ale wybrano piosenki do niego z każdej możliwej dekady, z każdego możliwego państwa, z każdego gatunku o jakim mogliście pomyśleć. Suil a ruin koło Margarity? Perfect Eda Sheerana (w inscenizacji więziennej, która sprawiła że zjechałam z fotela) koło Objection Tango? (świetnie wykonanym przez Olę Dyjas) Barcelona Pectusa koło Sobie i Wam z Męskiego Grania? Ale, jak już mówię – w tym szaleństwie jest metoda, bo była to niedziela karnawału, bawiłam się przednio, wyszłam wybawiona i zapisałam sobie kolejne nazwiska do śledzenia. Miałam wrócić do Chorzowa na Koty, ale za późno się skapnęłam…

3.    Koncert Sylwestrowy typowo musicalowy też udało się zobaczyć we Wrocławiu. Już w zeszłym roku słyszałam dobre rzeczy o Gali Światowych Musicali więc wyposzczona musicalami– wpadłam do krasnali, DCFu (Wieloryba i Aftersun w deszczowym Wro też widziałam!) i na same musicale. Te oczywiste jak Grease, Hamilton (oczywiście, Król Jerzy) czy mniej jak Kristina fran Duvemala – ten inny musical panów z Abby – i przyznaję You have to be there z tegoż mnie najbardziej poruszyło za serce. Emose Uhunmwangho wpadła na scenę jak huragan i zaśpiewała song Jerry Springer the opera i przyznaję, zostałam zaintrygowana i żałuję że ta wcześniejsza era Capitolu mnie ominęła. Aleeee może dobrze. A, i Justyna Szafran zatańczyła!:)

4.    No dobrze, ale wystarczyło tych koncertów, MUSICALE. Pierwszy przystanek na tourdemuzyczne 2023, Koszalin, In the heights. 
Nie jestem zła na to wystawienie. W drugim akcie siadło tempo, ale pierwszy akt był uroczy, muza sama sobie jest świetna, i bujałam się na krzesełku, mimo że publika w Adrii przypomina mi czasy Łowickiej bez stopniowania, uh. Rafał Szatan jako Usnavi lepszy wokalnie od pierwowzoru Lina Manuela Mirandy – Lin umie rapować i pisać świetne musicale, ale umówmy się – Filip świetny aktorsko. Nie do końca uwierzyłam w Ninę, ale aktorka jest młoda, (s)kończy AMuz w Poznaniu więc przy dobrych reżyserach na pewno się wyrobi, bo głosowo bez zarzutów. 
A, i jeszcze jeden disclaimer, zwłaszcza przed kolejnym musicale, który powinien być już znany: to mój blog. Nie piszę profesjonalnych recenzji, nigdy nie pisałam. Jestem widzką, która od paru lat chodzi/jeździ, i to tylko subiektywne uczucia.

5.    Bo musimy porozmawiać o My fair lady z Opery na zamku w Szczecinie. Zastanawiam się od lutego czy to było dobre, czy fatalne. 
Primo i w sumie najważniejsze: Higgins, w tej roli Janusz Kruciński. Nie wiem czy to musical – chociaż rozmawiałam z rodzicami, którzy byli w latach 80. na gdyńskiej inscenizacji – czy to ta inscenizacja – od pierwszej sceny szczerze znienawidziłam go. Nie wiem czy naoglądałam się ‘woke’ Tiktoków, czy on naprawdę miał być aż tak źle przedstawiony, ale Tiktok, który zrobiłam wyklinając go, obrzucając Higginsa epitetami typu „idota”, „przemocowiec”, został mi dwa razy zablokowany, a potem obcięli mi zasięgi na nim. Nosz gdybym siedziała nie w drugim tylko I rzędzie to weszłabym, dałabym w pysk, a Elizą potrząsnęła. I wiem, Eliza też nie miała innej opcji, ale w tej interpretacji Higgins przekraczał wszystkie granice.

Nie wiem. Najgorzej jak musical nie wzbudza żadnych emocji, ale jak wzbudza tak fatalne? Anna Federowicz jako Eliza była urocza, ze swoim akcentem zadziorna, ale znowu nie byłam fanką rozwiązań scenicznych które proponuje reżyser, scena z Ascott o wiele bardziej przemówiła na Sylwestrze w Gdyni.

6.    No dobrze, mniej narzekań: Toruń to zawsze dobry kierunek. I blisko, i jak ma się kogoś z samochodem to można wrócić tego samego dnia/pół godziny po północy i następnego dnia iść do pracy (dziękuje Jagodzie oraz K [i M]!). 
Primo: koncert Agi Brenzak i Pauliny Grochowskiej. Obie (absolwentki SWA) mają takie głosy że nic tylko słuchać jak śpiewają piosenki facetów. Chociaż one to mogłyby śpiewać i książkę telefoniczną, i Wikipedię, i byłoby mało.

Secundo: Kręci się. Gdy kupowałam bilet musical nazywał się Nierówno pod kopułą i wiedziałam że robi go najlepsza para butów czyli Agnieszka Płoszajska i Michał Cyran. A potem dodali do tego obsadę w postaci Reni Gosławskiej, Kasi Wojasińskiej, Darka Czarnieckiego, Małgorzaty Regent, Radosława Smużnego i Michała Zacharka. I ojej, jakie to było cudne. Toruń cały oklejony plakatami i uroczystościami z okazji 550 rocznicy urodzin patrona mojego gimnazjum, czyli Mikołaja Kopernika, więc łatwo byłoby zrobić laurkę bądź oklepaną historię, zwłaszcza że większość spektakli jest grana porankami i target jest młodzieżowy. Czy umarłam ze śmiechu z 15 razy w ciągu lekko ponad półtoragodzinnego spektaklu? Tak. Czy zachwyciłam się trzema songami śpiewanymi przez Renię? Tak, za dawno jej nie słyszałam, #teamnauka. Czy płaskoziemcy są super? Nie, ale w teatrze można krzyczeć „Ziemia jest płaska”, czemu nie. I lekko się wzdrygnąć, bo Darek Czarnecki przerażającym despotą jest. Znaczy, byłby, gdyby Kopernik nie wstrzymał Słońca.
I tertio, coś co mogłoby być Projektem Inicjatyw Aktorskich – koncert Maćka Podgórzaka i Krzysztofa Wojciechowskiego na pianinie na Dzień Kobiet. Warto było telepać się pociągiem, być przeraźliwie głupio odważną, by posłuchać najlepszej Marii jaką w życiu słyszałam, Katedr po francusku i pośmiać się z „Do tanga trzeba dwojga” w interpretacji Maćka z Herspreja. A ten pianista to takie złe charaktery gra, ale tańczyć układ z Gorączki nadal potrafi…

7.    Poznań to też dobry kierunek. Zwłaszcza jak mają premierę Pięknej i bestii, a Asia Rybka-Sołtysiak to Belle (nie wiem kto się upiera przy Bella, to nie Zmierzch) wymarzona, spełniona, prawdziwa księżniczka Disneya, która po miesiącach pracy jest też przemyślaną i cudowną postacią, z dwoma (trzecia różowa nie) pięknymi sukienkami. 
Nie załapałam się na PiB w Gdyni, nie miałam środków by chodzić do teatru, a już za stara byłam by mnie zabierano. A niesłusznie, bo owszem, dziewczynka w rzędzie przede mną była zafascynowana, skakała na fotelu i przeżywała historię, ale to ponadczasowa baja, samograj tak naprawdę, która wzrusza wszystkie pokolenia. Czy trochę mało ‘woke’? Pewnie, wolimy bohaterki które nie potrzebują faceta, ale primo: mało takich, secundo: Belle i tak ma charakter, i tak czyta książki, i tak troszczy się o swojego ojca (co świetnie oddała Asia). 
Mam zastrzeżenia swoje, bo nie do końca podobała mi się scena walki Gastona z Bestią, rozwiązanie Bryczka nie podpasowało mi i nadal śni mi się po nocach ten ząbek. Obecna scena poznańskiego teatru jest mała, i owszem mapping ma sens, ale czekam aż tancerze zmieszczą się w jednym rządku.
Nie, nie narzekam. Świetnie było zobaczyć w roli dawno niewidzianego Pawła Kubata, Lumiere Wojtka Daniela, i ja bardzo chcę zobaczyć co z Bestii wycisnął Patryk Bartoszewicz, ale to jak będą kiedyś bilety. 
Irenę, czyli spektakl o Sendlerowej, też nadrobiłam. I tak: cieszę się że i Asia, i Mateusz Feliński dostali coś do śpiewania. Scena z Korczakiem ścisnęła mnie za serce. Ale… tylko ona. Ja lubię jak mnie teatr bierze za gardło i słów nie umiem wymówić. Czy powinnam się tak czuć przez większość tego spektaklu? W zamyśle tak. Ale wracamy do bycia targetem – nie wydaje mi się, żebym to miała być ja. Po tej inscenizacji widzę że twórcami byli też Amerykanie (z korzeniami, którzy są zafascynowani naszą historią) ale czy to się przekłada na dobre musicale? Nie byłam też wzruszona Virtuoso, ale znam osoby które kochają i płakały. Wspaniale.

8.    Ja sobie popłakałam na Cafe Luna Anny Sroki-Hryń w Teatrze Polonia w Warszawie. Tylko ona (i jej zespół) na scenie. Monodram, w którym w jednym momencie publika umiera ze śmiechu, w drugim nie słychać ani jednego oddechu. Wywiedziona z Almodovara, Agrado jest hipnotyzująca, odważna, prawdziwie bolesna. Zazdroszczę studentom Akademii Teatralnej że mają takich wykładowców, którzy potrafią publikę trzymać tak jak trzyma Anna Sroka Hryń przez prawie dwie godziny, i zazdroszczę też publiki, dzięki której Cafe Luna, które miało zejść w grudniu wróciło i w marcu i będzie wracać w kwietniu. I rozumiem wszystkie zachwyty które czytała na Insta i dołączam się.

9.    Rozumiem też zachwyty nad młodością Grease Teatru Proscenium na Scenie Relax. Kochałam Greasy gdyńskie miłością absolutną, były dla mnie totalnie comfort musicalem. W Paryżu widziałam wersje która mi trochę zredefiniowała musical, w Warszawie na nowo okazało się, że młodość to najlepszy moment by wystawić Grejsy. Jako stary dziad to ja mogę pomarudzić na tempo w I akcie, ale byłam na drugim oficjalnym spektaklu, o 15 po premierze, więc jestem pewna, że się rozegrają, bo śpiewać i tańczyć to oni wszyscy potrafią. W miłości (platonicznej) jestem do niedoszłego absolwenta SWA, studenta AT, byłego aktora Teatru Komedii Valldal, czyli Kuby Cendrowskiego jako Danny’ego, ale reszta też chciała być na tej scenie. Dopracować jeszcze sceny pomiędzy piosenkami i będzie jeden z najlepszych spektakli w Warszawie. 

10.                   A propos Teatru Komedii Valldal, w końcu nowa premiera Piraci! Jestem morską dziewczyną, nigdy nie byłam w górach, ale woda to mój żywioł (oprócz tego że nie umiem pływać) więc wszystkie spektakle związane z wodą to moje spektakle. Na pierwszym miejscu w sercu nadal są Wikingowie, bo dla mnie to idealna definicja musicalu (nie tylko dla młodzieży) kompletnego, ze świetną muzą, z przesłaniem, idealnie wypośrodkowana pomiędzy humorem a wzruszeniem, ale Piraci będą bardzo blisko. Na samym początku przyznaję, musiałam się wgryźć w historię, bo przełamania IV ściany w Valldalu jeszcze nie widziałam, ale potem weszłam w historię jak w Silną Morską Toń. Moment zawahania czy w ogóle kiedyś napiszę o Piratach miałam przy pierwszej piosence II aktu, ale potem wszystko miało sens, dowaliło obuchem wzruszeni tak, że nie było czego zbierać, a że zawsze jest pora na koral i suche doki – można powiedzieć tylko z wielką miłością Pitu pitu. I zaganiać ludzi na statek Piratów.

11.                   Zaczęłam od Gdyni, skończę na Gdyni. Powrót do renesansowej Anglii w Something rotten sprawił, że śmiałam się cały czas, Hersprej wpadł do dwucyfrowych wyników moich bytności – poniósł mnie ten bit, bardzo – a Wiedźmin to cały czas arcydzieło i nie przyjmuję innych wiadomości, bo to Jaskier show i za każdym razem najpiękniejszy monolog.
W Gdyni też był żegnany.. chociaż trochę nie, bo jeszcze z nimi będą spotkania przecież… kolejny rocznik SWA. Od Kolędy nocki online którą zakatowałam, po powrót jazzów (w przyszłym miesiącu kolejny jazz!!!), jeden z najlepszych spektakli jakie w życiu widziałam, i o którym opowiadałam na Tiktoku, Instagramie tak że wszyscy mają mnie dosyć – dyplom Once on this Island znowu realizatorsko zrobiony przez Agnieszkę Płoszajską i Michała Cyran, do dyplomu z piosenki aktorskiej Gruski pospadały, przepięknie zaśpiewanego i po raz pierwszy od lat na Kameralnej dobrze nagłośnionego, do koncertu dyplomowego. Przeraźliwie zdolnych ludzi w tej szkole mamy, których będą szukać w obsadach, za których trzymam kciuki, o których będę z dumą mówić, że widziałam jak byli w szkole, którzy będą lśnić – i którym tego życzę najmocniej na świecie.

Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga