Od początku sezonu… - tourdemuzyczne 2023/24

18:06


…czyli przez ostatnie pół roku byłam w teatrze, zwłaszcza muzycznym, parę razy. 

No dobrze, parę razy więcej.

I teraz nawet nie wiem od czego zacząć, bo brak motywacji do pisania przez te pół roku sprawia, że jak teraz usiadłam – bo byłam na urlopie przez tydzień i odpoczęłam na tyle by usiąść i cokolwiek napisać – to jak się do tego zebrać i co z tym zrobić nie wiem. Bardzo dużo na szybko mówiłam na Tiktoku – tak, stary człowiek który źle wygląda na kamerze jest na Tiktoku – ale bez wdawania się w szczegóły. A jak pisać, to trzeba ma więcej słów, nie? Na Instagramie też na szybko i bez dodatkowych informacji dodawałam posty. I chociaż dawno temu porzuciłam myśli o tym, żeby być na serio recenzentką, piszę tylko subiektywnie, z perspektywy widzki, która emocjonalnie podchodzi. I nie wiem nawet czy nadal potrafię pisać.

Ale to moje miejsce które nadal mam. Może więc od września?

1.      Dziewczyny z Kalendarza – Muzyczny Gdynia

No ale tu już się zaczynają schody. 

Byłam 3 razy w secie premierowym/tuż po premierowym by zobaczyć wszystkie obsady, i już wtedy stwierdziłam, że lekko przedawkowałam. Ale jednak byłam następnym razem w secie lutowym – bilety same czasami wpadają w ręce… i w sumie nadal nie wiem. 

Bo dwie sceny – zwłaszcza jeden krótki fragment w dużo większej scenie - związane z jedną bohaterek są tak poprowadzone, że nie jestem gotowa powiedzieć, że kocham ten spektakl. BIP, jak to wynika z nazwy, jest publiczny, stąd poczucie, że jakby spektakl był premierą wiosenną na scenie Nowej, jak miał być według pierwszych planów, byłby o wiele lepszy, bo bardziej kameralny, bardziej aktorski, a nie na dużą część zespołu. Nie zrozumcie mnie źle, bardzo cieszę się widząc tancerzy, zespół, ale… no właśnie, kameralność 300 a nie tysiąca miejsc kazałaby skoncentrować się na lepszym podejściu do tej sprawy (nie chcę spoilerować, ale chodzi o Ruth), a nie tak że połowa publiki się śmieje, a ja jestem sparaliżowana z emocji. I nie, to nie problem z aktorkami, to problem ze scenariuszem i poprowadzeniem sceny.

ALE - Nie będzie spoilerów, bo nawet w samej fabule – musical powstał na podstawie filmu – jest o tym, że mąż głównej bohaterki choruje na białaczkę i uważam że scena po pikniku gdy wszyscy główni bohaterowie są na scenie wzrusza gdy Andrzej Śledź gra męża, nawet mimo moich szczerych uczuć do Tomasza Gregora. Na co nam cicha noc gra po spektaklu cały dzień nieważne jaka jest pora roku. Anna Andrzejewska w swojej solówce jest bombą absolutną. Dorota Lulka jako nauczycielka na wózku zawsze wzbudza największe oklaski. I Magda Smuk i Dorota Kowalewska jako szalone Chris i Alicja Piotrowska i Anita Steciuk jako Annie są wspaniałymi damami prowadzącymi spektakl. Widzę dużo plusów, zwłaszcza w obsadzie. Ale… 

Spektakl wraca w nowym sezonie, i nawet jeśli na ten moment przedawkowałam spektakl, to wrócę, bo chcę żeby był grany. Nie powinno być tak, że części balkonu II są puste w piątki. I uważam, że to bardzo dobry spektakl pod publikę Muzycznego, czyli starszą ode mnie nadal, tylko…

2.      Deszczowa piosenka – Muzyczny Poznań

Minęło od spektaklu dość dużo czasu, pamiętam tylko uczucie dumy, że Maćka Podgórzaka i Bartosza Sołtysiaka mogę oglądać od czasu SWA, aż do największych premier sezonu. W poście na Facebooku pisałam też że sceny Make’em laugh i Broadway melody będą najlepszymi scenami sezonu – dziś wiem, że parę innych scen też mam w głowie, ale nadal to były dobrze zainscenizowane, zaśpiewane i zatańczone sceny. I jestem bardzo zadowolona że klasyki musicalowe jak Deszczowa są grane w Polsce i można je oglądać – jak Deszczowa była w Romie, nie byłam wtedy wciągnięta w teatr, poza tym Warszawa? Oczywiście, nie można też porównywać wersji Romy do Poznania – mniejsza scena, nie tyle efektów wodnych – chociaż lekką mżawkę poczułam – ale warto jechać do Poznania. Rozumiem zamysł filmowych fragmentów, ale jako tradycjonalistka teatralna wolałabym jednak parę minut więcej oglądać aktorów na scenie, a nie na filmie, mimo pięknych okoliczności przyrody czy zamku. Bo na przykład Barbara Melzer była perfekcyjna aktorsko, z charakterystycznym głosem gwiazdy filmów niemych. 

Ale mimo bycia tradycjonalistką, to nie mój musical. Subiektywnie, nie? Doceniam pracę, zwłaszcza choreo. Ale…

3.      Six – Teatr Syrena

Moim rodzajem musicalu jest na pewno Six. Chociaż... Od początku:

Six poznałam tak naprawdę w czasie pandemii. Wcześniej, nawet gdy byłam w Londynie, widziałam Six na liście tanich biletów. Ale półtorej godziny koncertu mnie nie przekonało gdy miałam do wyboru Upiora w operze. Wybory, wybory. W pandemii: Six się stało moim Roman empire. Slime tutoriale, fragmenty na tiktoku, znam wersję angielską na pamięć (Millie <3). Miałam sobie nawet wybraną obsadę z gdyńskiego Muzycznego (na scenę Kameralną), a potem okazało się że Syrena robi w reżyserii Eweliny Adamskiej-Porczyk. 

I na tyle na ile jest możliwość – Six to tak naprawdę koncert, z lekkimi wstawkami aktorskimi – polska wersja bardzo się udała. Zatrudnione zostały petardy absolutne (Gosia Chruściel, Olga Szomańska, Iza Pawletko), a All you wanna do w wykonaniu Anny Terpiłowskiej robi równe wielkie, jeśli nie większe, wrażenie niż na slime tutorialach. Czy kocham nadal tak bardzo? Doceniam. Chyba przedawkowałam wcześniej już ścieżkę dźwiękową.

4.      Piękna Lucynda/Śluby panieńskie/Mów mi Italiano/Kuguar– Teatr Muzyczny Toruń

 Wrzucam Toruń razem, bo Toruń wygrywa w ilości w tym sezonie i myślę że wygra wszystko.

Pisałam już dawno temu, tak naprawdę od pierwszego przystanku tourdemuzyczne, czyli Hemar Marchewka – właśnie, Hemar schodzi, muszę kupić bilet na zakończenie – że Toruń to jeden z najlepszych kierunków. Przez Pana Kleksa, Friends ukochane najlepsze, Zbrodnie i karaoke czy naprawdę porządną wersję Once – Kopiernikowo to, nawet gdy wpadam o 18 koło pomnika Mikołaja a wypadam o 8 tylko kupując pierniki na dworcu Toruń Główny, nie byłam nigdy nie zadowolona że przyjechałam. 

I nie jestem niezadowolona z żadnego spektaklu. Bardzo lubię spektakle Tomka Czarneckiego i byłam przezachwycona widząc Maksymiliana Pluto-Prądzyńskiego (żałuję braku Ewy Mociak!) na scenie, i Piękna Lucynda zbiera dobre recenzje i jest niezłym eksperymentem –  sztuka napisana 60 lat temu, opartą na polskiej sztuce napisanej ponad 200 lat temu na inaugurację polskiej sceny narodowej, która z kolei bazuje na jeszcze innej, napisanej prawie 300 lat temu w dość nowoczesnym wydaniu, zwłaszcza muzycznie (Marcin Rumiński) i części kostiumowo (Kalina Konieczny). Vide wyżej: teksty Hemara bardzo lubię, ale… nie wszystko musi do mnie przemówić. I tym razem nie było pomiędzy nami chemii. Doceniam, mieszanka wybuchowa, przekonajcie się sami.

Mów mi Italiano to przeuroczy wieczór piosenki włoskiej (nie tylko po włosku), który się bardzo sprawdza na lekki wieczór. Muza na żywo, świetni Aleksandra Dyrna, Kasia Zając i Kamil Zięba sprawiają, że można się przenieść w cieplejszy klimat, poklaskać, pomruczeć po nosem. No i można zapamiętać parę włoskich słówek (Vespa) i zacząć sprawdzać loty do Rzymu (za drogie).

Pisałam w poprzednim poście o komedii w reżyserii Pawła Aignera „Wszystko w rodzinie”, i o Jakubie Firewiczu który tam wszystko ukradł nawet mając 48 godzin na przygotowanie roli. Parę tygodni po tym jak widziałam WwR, zobaczyłam Śluby panieńskie do których Kuba miał więcej czasu, i wiedziałam, że to wspaniały aktor komediowy, który w duecie z Jeremiaszem Gzylem po prostu „robią” ten spektakl. I mimo że to „panieńskie” śluby, to właśnie Panowie (jeszcze z Błażejem Wójcikiem, którego wcześniej uwielbiałam w Capitolu) kradną ten spektakl napisany w 1832 roku  - ale w sumie nadal aktualny. Bo komizm zawsze wygrywa, a dodać do tego jedzenie – które cały czas towarzyszy temu przedstawieniu, nawet w czasie przerwy (scenografia Wojciecha Stefaniaka), w postaci służącego już Aktora (tegorocznego dyplomanta SWA) Karola Soboczyńskiego. Plusem jest też dodana muzyka, która do końca sprawia że publika bawi się świetnie.

Tak świetnie jak przy Kuguarze Agnieszki Płoszajskiej – który na pierwszy rzut oka może wydawać się tylko lekką komedią o paniach trochę starszych – chociaż z mojego słusznego wieku lat 34 to wcale nie tak starszych – które po różnych perypetiach życiowych szukają – bądź po prostu znajdują – młodszych partnerów. Ale mimo że wybuchy śmiechu są słuszne (dwie sceny z Julio sprawiły że położyłam się prawie pod siedzeniem, albo scena w salonie kosmetycznym) to spektakl jest też o odwadze, o byciu sobą i wychodzeniu ze skorupy przepięknie przedstawionymi przez Katarzynę Jamróz, Justynę Kacprzycką i Renię Gosławską (w drugiej obsadzie Anna Sztejner i Magda Smuk) oraz Filipa Bielińskiego. Osobiście mnie cieszy obecność na scenie Reni Gosławskiej zawsze, a duma z Filipa którego widziałam jeszcze jako operatora kamery przy premierze Hairspraya nie mogła być większa. 

Kierunek Toruń to zawsze dobry kierunek

5.      A statek płynie – Capitol Wrocław

Kierunek Wrocław to też zawsze dobry kierunek. Bo wiecie jak coś Was łaskocze w mózg? Jak oglądacie coś nowego, ale tak znajomego a zarazem dobrego? Że musicie się skupić, ale na koniec jesteście tak usatysfakcjonowani?

Miałam tak właśnie z musicalem Wojciecha Kościelniaka z muzyką Mariusza Obijalskiego na podstawie filmu Federico Felliniego z 1983 roku. W mikro przestrzeni – mimo że wielki statek, to jednak to przestrzeń zamknięta – stykają się nie tylko znajomi spełniający życzenie zmarłej śpiewaczki operowej w 1914 roku – do tragedii tylko krok dzieli, ale kto o tym wie?... – ale i osoby które już wiedzą – uchodźcy.  I nosorożyca, będąca na plakacie czy magnesiku. 

Nie mam nawet słów na to jak ta scena Capitolu zostaje dobrze wykorzystana(Mariusz Napierała). Jak cały zespół pracuje razem i osobno. Jak na scenie wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Jak w zegarku czy na planie filmowym wszystko ma sens. Jak choreo Mateusza Pietrzaka też dopasowało się do tego dzieła. Arcydzieła. Na pewno nie najprostszego, ale tak satysfakcjonującego i poruszającego do granic możliwości. 

Cieszę się że Wrocław może sobie pozwolić na takie sztuki. Żałuję, że Wrocław nie jest bliżej Trójmiasta. Bo takie Sztuki to byłby przecież otwierającymi umysł i przeczyszczającymi myśli. Myślę o tym spektaklu do dziś. 

6.      Cabaret – Teatr Polski w Szczecinie

Widziałam. Nie rozumiem konceptu. Ciekawa rola Sylwii Rózyckiej, ale inscenizacyjnie? Nie wiem.

Pozwólcie że tak to zostawię. Nie żałuję, jakbyście byli, proszę dajcie mi znać. 

7.      Mamma Mia/Notre Dame de Paris/A Funny thing that happened on the way to the forum/Starmania – Paryż

Byłam w Paryżu, więc tylko na szybko:

Mamma mia – bawiłam się super, rozumiem więcej decyzji z Romy (nieprzetłumaczone Dancing queen na La reine du dancing znaczy że nie można było tłumaczyć też u nas), bardzo entuzjastyczna publika. Fabien Richard król, żaden Sky, tylko Sam. To już ten wiek.

Notre Dame de Paris – zobaczyłam w swoje urodziny. Płakałam. Daniel Lavoie jako Frollo to zawsze przyjemność. Team Clopin gdyński, zawsze miło zobaczyć Arka Szynala, czyli tancerza z naszej polskiej, we Francji.

A funny thing that happened on the way to the forum – bardzo stary musical Sondheima po angielsku z napisami francuskimi w Lido. Zestarzał się tekstowo bardzo, ale były momenty i śmieszne. Sondheima w Polsce mamy rzadko, więc dobrze zobaczyć gdzie tylko można.

Starmania – moja największa miłość. Musical przed-Notrowy Luca Plamondona, obecny reviwal odświeżony do czasów współczesnych. Tak jak została zrobiona reżyseria świateł, to nic tylko klękajcie narody i uczcie się. Brak słów, miłość.

8.      Tik tik bum – Roma

Chciałabym zaczynać tak rok musicalowo jak robię to w latach przestępnych. W 2020 zaczęłam Przybyszem, w 2024 Tik tik bum na Novej Scenie w Romie. I Nova Scena to już stempel dobrej jakości spektakli – od Tuwima dla dorosłych, przez Once – TTB nie jest wyjątkiem.

Film z Andrew Garfieldem na podstawie musicalu i biografii Jonathana Larssona o Artyście żyjącym w latach 90 w Nowym Jorku, starającym się przebić ma sens opowiadany przez trójkę aktorów w bardzo kameralnych warunkach, gdy w jednej ze scen jeżdżąc krzesłami prawie wpadają na pierwszy rząd publiki. Od tragedii dzieliło zapewne dużo, ja siedząc w trzecim rzędzie bałam się kolizji, ale przeżycia niezapomniane.

Na serio: Maria Tyszkiewicz i Piotr Janusz jako odgrywający kolejnych ludzi w życiu Jona byli świetni, ale po latach „eh, tak, Marcin Franc jest dobrym aktorem, ale czy ja wiem” zrozumiałam wszystkie peany pochwalne na jego cześć. Scena „Dlaczego” poruszyła do absolutnych granic możliwości. Do końca rozumiałam wszystkie rozterki, wszystkie emocje przekazane na scenie. Jest tylko zagrane bycie prawdziwym. W sumie, zatracenie się tak w zagraniu, że bycie prawdziwym nie mogło by być bardziej proste. A ten cholerny metronom nadal tyka… zwłaszcza jak się jest powyżej 30. No i znowu brawa dla Mariusza Napierały za scenografię. 

9.      Złap mnie jeśli potrafisz – Muzyczny Łódź

Nie będzie długo. Ja i Łódź mamy problem – siedziałam w X rzędzie z boku. Mało widziałam – przede mną, dość wysoką (1m76cm) siedział wyższy Pan, mało widziałam. Tekstów też słyszałam tam z 70%. I chociaż uważam że Maciej Tomaszewski jako Frank Abegnale Jr był świetny, w swojej solówce Anna Federowicz wyciągnęła wszystko co mogła – nie pokochaliśmy się z tym lotem na wysokościach. Mimo że ścieżka dźwiękowa jest bardzo porządna. Choreo jest w porządku. Musical jest. Bardzo serdecznie zazdroszczę tym co jeżdżą parę razy, może gdybym siedziała bliżej i nic by mi nie przeszkadzało, byłoby lepiej. Na ten moment nie wiem jednak czy chcę próbować.

10.   Tootsie – Rozrywka Chorzów

Dużo lepiej bawiłam się na Tootsie, gdzie już zagrało o wiele więcej, przynajmniej dla mnie. Tak się dobrze bawiłam, że w przerwie pani przede mną zwróciła mi uwagę, że za głośno się śmieję, żebym „pohamowała swoje reakcje”. No cóż, była sobota wieczór, przejechałam 6 godzin w Pendolino by zobaczyć komedię (film z Dustinem Hoffmannem również polecam, na Wikipedii opisany jako satirical romantic comedy), sceny ze Sławkiem Banasiem jako Maxem były prześmieszne, a znając jeszcze Sławka z SWA tym bardziej sprawiły mi radochę, i Tomasz Wojtan jako Michael i jego współlokator Jeff – Jakub Wróblewski – byli świetni, ale ok, w drugim akcie „pohamowałam reakcje”…

Tootsie też dzieje się w teatrze, więc próby choreograficzne (Bartłomiej Kuciel jako reżyser/choreograf wspaniały!) czy sceniczne były również wspaniałe do oglądania. I jeszcze raz podkreślam jak świetnie w tytułowej roli wypada Tomasz Wojtan – mając lekkość, a zarazem pretensjonalność w roli Dorothy, ale i momenty niepewności Michaela, tworząc nieoczywistego bohatera, któremu mimo wszystko się kibicuje. Katarzyna Hołub jako Julie ma piękny głos i tworzą świetny duet z Tomaszem Wojtanem.

11.   Chłopcy z Placu Broni – Kameralny Bydgoszcz.

Nazwiska się powtarzają: Kościelniak reżyseria, Obijalski muzyka, Pietrzak choreografia, Napierała scenografia. 

Mogłabym na tym zakończyć, bo to wszystko powinno powiedzieć.

Chłopcy z Placu Broni nie było moją ulubioną lekturą, no bo nie byłam 11-letnim chłopcem walczącym o podwórko z Czerwonymi Koszulami. No oczywiście oprócz straumatyzowania ostatnimi stronami w książce. A Wojciech Kościelniak i cała obsada sprawili, że od początku byłam wciągnięta w historie i do samego końca trzygodzinnego spektaklu byłam razem z chłopcami…i dziewczynami.

Bo role są rozdzielone też na Aktorki teatru, w tym główną Nemeczka – Julię Witulską, która jako szeregowy wzrusza, ma w sobie dużo determinacji i odwagi i tym samym sprawia, że końcówka tylko jeszcze bardziej odziałowuje na to, by wyciągnąć chusteczki (na dodatek scena [spoiler?] śmierci Nemeczka robi wrażenie inscenizacją, minimalistyczną [żeby zostawić wrażenie bez spoilerów]). Równie wielkie wrażenie robi Katarzyna Chmara jako Feri Acz, hipnotyzująca postrachem ale i szacunkiem tam gdzie trzeba. W roli Gereba, tego którego nie powinniśmy lubić, Katarzyna Kłaczek, która jednak sprawia, że może jednak wierzymy, a na pewno współczujemy. Jako Kolnay w zastępstwie za Sarę Lech – producentka wykonawcza i asystentka reżysera Kasia Witkowska.

Ale i panowie to złoto. Wspanialy Nikodem Bogdański jako uczciwy, wierny i sprawiedliwy Janosz Boka, który pięknie współpracuje z Julią. Leszek Czerwiński jako Rychter, Adrian Wiśniewski w bardzo charakterystycznej roli Weissa, świetny song Czonakosza (Łukasz Przykłocki) przypominający mi wszystkie charakterystyczne, wybijające się z musicali Kościelniaka songi mające o wiele więcej znaczeń (zwłaszcza z Przybysza), Filip Łach jako Wendauer. 

Choreografia Mateusza jest świetnie wykorzystana, ale i bardzo fizyczna – nie potrafię sobie wyobrazić godzin prób, intensywności do muzyki Mariusza Obijalskiego. Scenografia Mariusza Napierały i wykorzystanie sceny (i obszaru przed pierwszym rzędem czy nawet wchodzenia przez drzwi) tylko dopełniają wrażenia, nie, pewności, że Bydgoszcz to obowiązkowy kierunek dla ludzi którzy są zafascynowani nie tylko musicalami, ale i powieścią. 




12.   Jesus Christ Superstar – Broadway w Polsce

Nie mogę napisać że teatr Rampa, bo mimo że w Rampie widziałam w tym roku, jak po raz pierwszy 7 lat temu, jak 4 lata temu zanim zamknął się świat, to tym razem wystawienie to oddolna inicjatywa grana też w Variete w Krakowie. W podobnej obsadzie, w inscenizacji Kuby Wociala i Santiego, spektakl w którym zakochałam się lata temu, który jest najlepszymi rekolekcjami w Wielkim Poście, a w Niedzielę Palmową już w ogóle. W dusznej Sali Rampy (nawet jeśli nagłośnienie czasami nie domaga) mający największy sens, bo kadzidło ma największy sens tam gdzie duszno. 

I Maciek Podgórzak jako Jezus tylko udowodnił moją teorię sprzed 4 lat, że jakby wtedy grał dłużej byłoby tylko lepiej i lepiej, bo jego Gethsemane było absolutnie niesamowite. Kuba Wocial, którego 4 razy widziałam jako Jezusa, tym razem jako Judasz, dał zupełnie nowy wymiar tej postaci i interpretacji, scena (spoiler?) śmierci Judasza poruszyła. Jak zwykle niesamowity był Maciej Nerkowski, jeszcze bardziej ujmujący i solówce Sen Piłata jak i przy sądzie nad Jezusem. Wspaniale było zobaczyć Anię Pupek jako Nadzieję, przechodząca i patrząca w oczy Przeznaczenie Dominika Łakomska jest jak zwykle niesamowita. 

Kuba obiecał na Insta do zobaczenia za rok. Gdziekolwiek ta inscenizacja się znajdzie, będzie warto za nią podążać. 




Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga