5 miast. 4 dni. 6 wizyt w teatrze.

20:00


Tak było.
5 podróży pociągiem. Dwie tramwajem. Jedna zmiana czasu. Dwa totalne zachwyty, jeden cały spektakl przepłakany, jeden moment WTF, dwie okejki tylko, jedno totalne rozczarowanie. Hummus, bajgiel, hektolitry kawy, 4 wina w teatrze. I w każdym mieście wspaniałe spotkania.

1.     1.  Jesus Christ Superstar – Teatr Rampa

Nie czekałam aż roku na powrót, bo w lipcu JChS odwiedziło Toruń, więc nie można było tego przegapić. Ale wybrałam sobie termin w połowie setu, gdy rzucili bilety, więc musiałam przeżyć to jak znajomi z Warszawy zaczęli chodzić i się zachwycać i płakać na Instagramie, jak to wspaniały spektakl. Ja mam nadal w pamięci mój pierwszy spektakl dwa lata temu, gdy zaczęłam jeździć, i pamiętam tamto uczucie jak na trzęsących się nogach wyszłam z sali, jak to JChS zostało moim spektaklem 2017 roku. I mimo że chciałam zobaczyć nowych ludzi w obsadzie – 28 marca tylko Piłat był nowy, Andrzej Danieluk zamiast Macieja Nerkowskiego – to bardzo się cieszę że widziałam i Kubę Wociala jako Jezusa, i Sebastiana Machalskiego jako Judasza, i Przemysława Niedzielskiego jako Szymona, który wpadł na krzesełko obok, i Maćka Pawlaka jako Piotra i Natalię Piotrowską jako Marię Magdalenę. A Piłat Andrzeja Danieluka akurat bardzo bardzo dobry, biczowanie nie może wyjść źle, a Sen Piłata świetny.
Bo znowu mi zabrakło oddechu, bo znowu wyszłam się trzęsąc, bo za żadne skarby świata nie mogłam uśmiechnąć się do Santiego czy Michała czy Ani przy Superstar, że kocham aranże Jana Stokłosy i choreo Santi Bello, że Getsemane Kuby było najperfekcyjniejsze z tych 4 które słyszałam, że nie było oklasków w czasie, były tylko długie owacje na stojąco, że to najlepsze rekolekcje i katharsis na świecie. I taki teatr do mnie przemawia bardzo bardzo.


2.      2. Przypadki Robinsona Crusoe – Teatr Roma

Bilet za 25 zł do Romy? Na boga, biorę! Jak cholera biorę.
Z ograniczoną widocznością przy barierce, ale barierki ja bardzo lubię.
Ale to spektakl dla dzieci…. Już wiecie dokładnie jak ja kocham spektakle dla dzieci.
Backstory:
Kupiłam bilet na spektakl na 10.
Oczekiwania: Czas trwania spektaklu: 2godz10min. Odległość z Romy do dworca Warszawa Centralna – 7 minut tiptopem. Pociąg do Poznania: 12:40.
Rzeczywistość: spektakl rozpoczęty z ośmiominutowym opóźnieniem. 10:30, czyli po 20 minutach spektaklu, przerwa. Wszyscy zdziwieni. Za chwilę światło się zapala, wchodzi grupa do dwóch rzędów, pani bileterka mówi: Przepraszamy, postaramy się wpuścić spóźnioną grupę jak najszybciej, zaraz wznowimy spektakl. Ja: WHAT THE ACTUAL… Spektakl skończył się 12:25. Z teatru wydostałam się 12:28. Na peron wleciałam zadyszana równo z pociągiem.
Ale pomijając to backstory, to bardzo przyjemna opowieść o Robinsonie Crusoe w kosmosie, z dobrą muzą, fajnymi kostiumami, aktorami w paru rolach, Paweł Mielewczyk ma bardzo przyjemny głos, Michał Piprowski skradł i wymiótł spektakl jako Piętaszek, Paweł Draszba również, Anastazja Simińska pięknie śpiewa nawet tak z rana i gdybym się tak nie denerwowała że się spóźnię na spektakl, to byłby przyjemny poranek.


3.     3.  Evita – Teatr Muzyczny Poznań

Nie wiedziałam nic o Evicie. Znaczy, wiadomo, wiem że taki musical był, wystawiany w Gdyni też, legendy słyszałam o Dorocie Kowalewskiej w roli tytułowej, o filmie z Madonną też, parę piosenek słyszałam – Buenos Aires mi się bardzo podoba – ale do Teatru Muzycznego w Poznaniu kocham wracać, bo tam są super fajni ludzie.
No i fajnie że jest klasyka. Znowu sir Webbera muza, więc spoko, Anna Lasota śpiewa cudownie, Patryk Kośnicki jako Che cały czas na scenie świetnie sobie radził, w zespole i Asia Rybka, i Dagmara Rybak, i Bartek Sołtysiak, i Łukasz Kocur i Maciek Zaruski, jako Arystokrata Łukasz Brzeziński, przejmująca w epizodzie kochanki Perona Kasia Tapek – i to był króciutki wieczór w Poznaniu. Ja muszę jeszcze w tym sezonie wrócić na Koziołka Matołka – najlepiej na obie obsady.. może by tak na premierę i na drugą premierę? – bo to fajny teatr jest i mają tanie wino i cudnych ludzi, amen.


4.    4. Koncert Galowy Koniec, PPA, Wrocław

Kocham Wrocław. Z każdym kolejnym pobytem coraz bardziej. We Wrocku zawsze witają krasnale i prawie zawsze jak przyjeżdżam jest tam mikroklimat i jest z 10 stopni cieplej niż w Gdyni. Tym razem szok termiczny, chodziłam na krótkim rękawie. Do Capitolu muszę wrócić jeszcze w tym sezonie koniecznie na Blaszanego Bębenka – płyta na serwisach streamingowych, gwałcę replay na Wyciskaczach, Gdańsku i Cafe Woyke – a przy kasie Capitolu zdarzają się cuda.
Miałam bilet na Koncert Galowy o 16. W internetach pojawiały się bilety na koncerty niedzielne, ale na niedzielę to ja miałam już plany. Szukałam na Olx, fejsbukach – nikt nie miał ochoty sprzedać biletu na 20. Jeszcze odświeżałam OLX w pociągu Poznań Wrocław i nie czytałam Marzyciela. Gdy przyszłam odebrać bilet w kasie – dziękuję Krzysiek za wcześniejsze odebranie! – pani przede mną mówi: No można te bilety na balkonie puścić do sprzedaży. I ten w amfiteatrze też. Na co ja: Na którą te bilety? Tak, były na 20. Tak, dzień wcześniej była wypłata. Tak, kupiłam.
I po koncercie na 16 błogosławiłam los i dziękowałam Panu Bogu. Bo to wspaniały koncert był. Ja uważam że już od pierwszej piosenki, każdy element stroju, scenografii, choreografii Eweliny Adamskiej Porczyk – każdy z wykonawców, tancerzy był niesamowity. Każda piosenka miała swoją historię, każdy błyszczał. Justyna Woźniak otwierająca, Jacek Braciak, absolutnie genialna historia przekazana przez Natalię Sikorę czy Olgę Szomańską, przejmujący Bartosz Porczyk w piosence Nicka Cave.. A w drugim akcie trio następujące po sobie po którym nic nie było tak samo. Goryle w wykonaniu Modesta Rucińskiego – plot twist w songu elektryzujący. Polowanie na wilki Artura Caturiana – od pierwszej nuty wiadomo było co to za historia, ale jak niesamowicie opowiedziana. I ona, dla której kupiłam ten bilet – Maja Gadzińska z piosenką Nohavicy Sarajewo. W białej sukience zaczęła białym śpiewem – tak poznałam Maję w Chłopach, znałam ten śpiew ale zrobił porażające wrażenie. I do tego tancerki ubierające tancerza Piotra Małeckiego. Końcówka rozryła serce. Obrazek Mai w wianku, ściskającej ‘męża’ do ślubu, z Eweliną Adamską Porczyk sypiąca konfetti – zostanie na długo. I czekam na DVD by zapętlić na nowo i do końca.


5.    5.   Cabaret – Teatr Rozrywki Chorzów

Katowice i Chorzów to dom z dala od domu. Tam są ‘moje dziewczyny’, które przyjeżdżają na Notra obłąkańczo jak ja, kocham je za to, w końcu udaje mi się do nich wpaść, i teraz miesiąca bez widoku na Spodek i kupowania Szkloków (rabarbarowe rulez) w Carrefourze na dworcu nie przeżyję. Rozrywkę polubiłam bardzo, za Jak odnieść sukces w biznesie, za Producentów czy Młodego Frankensteina. W Jak odnieść sukces widziałam już Kamila Franczaka – Franka, młodego wokalistę który jest bardzo dobrym aktorem musicalowym, i jak tylko ogłoszono, że kolejny teatr wystawia Cabaret, w naszej konwersacji na Instagramie padło jedno: Franek na EmCee. I kupiłam bilet jak tylko ogłoszono obsadę.
I Franek – nie potrafi mi dojść do głowy że to Kamil, to Franek – to najjaśniejszy punkt Cabaretu. Nie był w formie wokalnej, wiadomo, jak się rozegra będzie bardziej pewny i śmiały w tej jakże ciężkiej i stawiającej duże wyzwania roli – ale i tak był najjaśniejszym punktem. I nogi, scenografia klubu Kit Kat też. Ale reszta? Oj, oprócz finału I aktu *spoiler, spadają flagi nazistowskie* zero emocji. Znaczy, w Cabarecie jest bardzo dużo celnych spostrzeżeń, ale żeby to było podane..
Znaczy, ja wiem. To zawsze problem oceniać premierę – w tym przypadku drugą premierę, drugi spektakl. Sama wiem jak na początku oceniałam Wiedźmina, Notra, czy Gorączkę, a jak dziś się rozegrali. Dlatego z chęcią wrócę na Cabaret, nawet w maju, by zobaczyć pierwszo-drugą obsadę, czyli Małgorzatę Regent jako Sally Bowles na przykład (Franek zawsze na roli, ufff). To kwestia dotarcia się, doszlifowania, wbicia się w rolę. Ale no, trochę żal tego że nie było wow. Że historie miłosne takie bez błysku, i serio, zmiany scenografii z wejściami EmCee najciekawsze. No nic. Będę próbować. Pewnie w maju się uda.
A do Kato/Chorzowa – ja zawsze. To tylko 6 godzin w Pendolino z Gdyni i 20 minut tramwajem spod Spodka. Kocham UFO. I kawiarnie w Kato.




Post udostępniony przez Gosia Pietrzak (@margotana)

Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga