W tańcu spalaj się - Gorączka sobotniej nocy, Muzyczny Gdynia

07:58

...oczywiście, subiektywnie.
Aktualizacja: na końcu tekstu (po fotce czerwonego dywanu), po II premierze.


I jakbym miała napisać krótko, westchnęłabym: szkoda. Szkoda, że takie libretto zostało kupione i wystawione jako jeden ze spektakli sezonu jubileuszowego w Teatrze Muzycznym w Gdyni.
Bo ze scenariuszem mam największy problem.

W skrócie: Tony pracuje w sklepie z farbami, wywodzi się z włoskiej rodziny więc ma pobożną matkę i despotycznego ojca, więc odreagowuje to wszystko w weekendy wydając całą kasę w dyskotece Odyseja 2001 razem z kumplami. Umie tańczyć jak nikt, więc szanse na wygranie 500 dolarów w konkursie tanecznym ma duże nawet z zakochaną w nim Annette. Ale poznaje Stephanie, tajemniczą i bardziej wyrafinowaną.

Musical wystawiony został pierwszy raz na Broadwayu w 1999 i nie został tam długo, po dosyć krytycznych recenzjach. Bo niby kultowy film z Johnem Travoltą, na którym został oparty musical (który zresztą powstał oparty na prawdziwej historii opublikowanym w New York Timesie) nie jest tylko medleyem piosenek Bee Gees, ale ma też sceny dramatyczne - "problemy młodzieży", niby uniwersalne.
Dlaczego piszę w cudzysłowie i dlaczego nadużywam słowa niby? Bo i owszem, żeby się wyrwać z codzienności, z monotonii każdy ma jakąś ucieczkę. Jasne, by zaimponować komuś jesteśmy gotowi na wiele, bo zdarzają się sytuacje, z którymi nie da sobie poradzić, ale to jak radzą sobie z tym bohaterowie, nie daje absolutnie dobrego przykładu na to, by młodzież - bo z wywiadów z reżyserem Tomaszem Dutkiewiczem wynika, że chce dotrzeć do młodzieży - mogła z tego coś wynieść.
Konsekwencja setnego Notra

Czy z Grease wynosiła? Porównuję, bo jednak Grease zszedł, więc ewidentnie to zastępstwo na dobrą zabawę. Pewnie nie wynosiła, bo jednak Grease scenariuszowo mimo wszystko też nie dawał dobrego przykładu - Sandy musiała się zmienić by Danny ją pokochał. Ale w Greasie nie było takiego kontrastu pomiędzy muzyką a tym co się dzieje w scenkach dramatycznych.

A największy problem mam z językiem tej produkcji, który jest zbyt wulgarny w zbyt wielu scenach. I nie dochodzi do mnie argument, że tak mówi młodzież. Już nie chodzi mi o - wybaczcie, w słowie pisanym brzmi to gorzej - kurwy, tylko o to jak całość tekstu brzmi brudno. Już abstrahując od poziomu produkcji, którą można obejrzeć na youtubie z Illnois, to wyłączyłam nagranie w scenie, w której pierwszy raz miałam ochotę wyjść z teatru - gdy Tony mówi do Anette, by zdecydowała się czy ma być grzeczną dziewczynką czy zwykłą zdzirą. I czasami obsceniczny i humor, i język przysłaniały mi to co mogło być nawet dobre.

Bo soliści są świetni i oni wyciągają co mogą.


Krzysztof Wojciechowski tak naprawdę prawie cały czas jest na scenie i znowu on dźwiga ciężar całego musicalu. Doskonale się wczuwa w rolę wkurzającego nastolatka, niezdecydowanego tak naprawdę i mocno niedojrzałego. Aż się wkurzałam, gdy kolejnymi scenami i zagraniami beztrosko podchodził czy to rodziców, czy Anette, czy Stephanie, by potem zaraz przeprosić - bo sama też tak robiłam. A jeśli się wkurzałam, to dobrze, bo wzbudzał we mnie emocje, wierzyłam w jego postać, aktorsko zagrał fantastycznie. Tylko że pod koniec zostało mu już mało miejsca na pokazanie tego, jak się zmienia Tony. Końcówka jest mało przekonująca, tylko to znowu nie jest wina aktora, ale scenariusza. Ale to jak tańczy - oglądając go od wielu lat, i znając jego emploi, ja i wiele osób jesteśmy zachwyceni jak fantastycznie sobie poradził z takim materiałem, nie będąc jednak profesjonalnym tancerzem.

Aż zdziwiło mnie to jak usłyszałam to jak w swojej solówce Agnieszka Przekupień zachłystuje się na końcach wersów. Zbyt dobrze słyszałam oddechy które brała, bym dobrze mogła odebrać jej występ. Jasne, ciężko prawie od razu po tańcu dobrze zaśpiewać i już na koniec w duecie z Krzysztofem wypadła lepiej, ale aż mnie kuło w uszy. Jej Stephanie też ma mało jednak do zagrania, i dobrze portretuje dziewczynę, która z jednej strony stawia się wyżej od Tony'ego, a z drugiej jest tak samo zagubiona jak on.

Perfekcyjnie wypada Maja Gadzińska - jej Anette to z jednej strony inna rola od jej dotychczasowych, acz do Sandy jej nie aż tak daleko. Zgodnie z dziewczynami stwierdziłyśmy, że jej solówka - If I can't have you - Skoro to nie ty - to najlepszy moment I aktu, a aktorsko gra tak, że aż ma się ochotę dziewczyną potrząsnąć, że kubek zimnej wody ma się ochotę jej podać albo wylać na głowę. A tak poza tym, słowo "skoro" fantastycznie brzmi w piosence. Naprawdę.

Z kumpli Tony'ego najwięcej do zagrania ma Maciek Podgórzak w roli Bobby'ego. I gdyby nie to, że Maciek ma już na swoim koncie parę dobrych ról, to powiedziałabym że to rola życia. W małych momentach buduje i nawarstwia się jego frustracja, to jak już nie może sobie poradzić z kolejnymi decyzjami podejmowanymi poza nim, z tym jak jest traktowany, co prowadzi do fantastycznej interpretacji Tragedy i do sceny, która daje plaskacza widowni, i która przyprawia o szybsze bicie serca.

Scena na moście ucina wątek The Faces, czyli reszty kumpli Tony'ego. Końcówka przychodzi zbyt szybko i już nie dowiadujemy się co się stało ani z Anette, ani z Joe - granym przez Tomasza Bacajewskiego, którego miło zobaczyć znowu w Baduszkowej, znowu jego bohatera się nienawidzi za odzywki rasistowskie w czasie konkursu tańca- uzależnionym od narkotyków czy z Double J - Sebastianem Wisłockim - który za bardzo gra Latieriego.
No co ja zrobię, że porównuję z Greasem..

Długość - a tak naprawdę 'krótkość' scen - nie do końca mnie przywiązały do rodziny Tony'ego. Marek Richter jako ojciec i Anna Andrzejewska jako matka (Mariola Kurnicka jako siostra i Tomasz Gregor jako brat) kreują dobrze postaci, ale mimo wszystko blado wypadają, bo - wybaczcie znowu - kuźwa znowu scenariusz nie daje pola do popisu. Plus kwestia rozegrania - jestem pewna że z czasem sceny będą bardziej płynnie szły. Świetnie jako szef wypada Andrzej Śledź.


Najwięcej do śpiewania mają Piosenkarze z Klubu, którzy też pojawiają się i śpiewają gdy są sceny taneczne- fantastyczny Marcin Słabowski, i szczerze mówiąc troszkę mnie zawiodła Karolina Trębacz. Zawiodła, bo wypadła blado i na to, co ona potrafi.. Zastanawiałam się cały czas czy ma problemy z głosem czy to po prostu tonacja piosenek jej nie podpasowała. Zobaczę jak Katarzyna Kurdej sobie poradzi z tymi piosenkami.

I właśnie, w końcu czas na muzykę, dla której chyba większość osób pójdzie do Muzycznego. Niby znana z wykonań Bee Gees, a jednak odświeżona przez Tomasza Filipczaka - pod kierownictwem muzycznym Dariusza Różankiewicza - daje chwilę oddechu od scenek dramatycznych, piosenki wpadają w ucho - pół nocy grało mi Płoń mała płoń- Disco Inferno. Jeśli chodzi o tłumaczenia, to miałam parę momentów facepalmowych (How deep is your love - Jak głęboko kochasz mnie) ale Jej oczy piękne jak granatu dno z Notre Dame to to nie jest, czyli aż tak źle nie jest.

Choreografie są wspaniałe. Znaczy, nie są być może bardzo skomplikowane, ale tylko w tym teatrze tyle osób na scenie daje efekt fantastyczny, zwłaszcza widoczny siedząc na środku II balkonu. A jak już jest synchronicznie, to można tuptać nóżką i podziwiać. Zwłaszcza na konkursie tańca wspaniałą parę taneczną Monikę Grzelak i Piotra Burbę, fantastycznych gości. Bardzo dobrze też są pokierowane światła - zwłaszcza w dwóch scenach podjeżdżających pod psychodeliczne klimaty (które nota bene mi podwyższają ocenę spektaklu, bo doceniam takie pomysły inscenizacyjne) - przez Bartosza Wolaka.

Kostiumy z jednej strony do siebie nie pasują - bo każda osoba ma coś innego i jest kolorowo i pstrokato, i retro mocno - a jednak to kształtuje klimat i z drugiego balkonu nie przeszkadza. Ciekawa jestem jak bliżej się to odbiera..
Z obowiązku odnotuję tylko, że scenografia - oprócz kuli dyskotekowej i lustra na sali tanecznej - wzięta z Ghosta.

Nie będę się czepiać tego, że niektóre dialogi nie są kończone - znaczy są, tylko że puenty nie słychać bo zaczyna grać muzyka - bo to kwestia dopracowania i zgrania się w czasie. Pewnie, na premierze już takie rzeczy powinny być już dobrze słyszalne, po to są próby generalne - ale wiem, że to kwestia tylko i wyłącznie zagranych spektakli i w sezonie będzie lepiej, bo to tylko wypadek przy pracy i nie trzeba im mówić, że tak trzeba.

Nie jestem zachwycona, ale nie będę nikogo oszukiwać i pewnie będę wracać by zobaczyć jak się rozegrają. Dziś też idę na premierę drugiej obsady, jestem ciekawa co Filip Cembala, Beata Kępa i Iza Pawletko na głównych rolach wyciągną. Od ogłoszenia obsady wiadomo było, że to będzie inny spektakl, bo wydaje się że inaczej będą grali, ale teraz się zastanawiam jak dadzą sobie radę, czy wycisną coś dla siebie z tego scenariusza, czy zmienić się może odbiór i energia. Bo I obsada dała z siebie dużo, ile mogła. Będzie mnie męczyć to do 17, a potem się dowiem.
Czerwone butki i czerwona sukienka, zlałam się z dywanem.

Apdejt, znany już z poprzednich tekstów, po drugiej premierze:
ojej.
Balkon II mi źle robi na odbiór musicali.
Nie cofam żadnego napisanego słowa po premierze, ale wiem, że gdybym siedziała bliżej, odebrałabym Gorączkę już w sobotę inaczej.
Jasne, perfekcyjnie się oglądało wszystkie układy z daleka, bo robią one wrażenie właśnie tak bardziej niż z bliska, gdy traci się odbiór całości, bo skupia się na szczegółach. Ale siedząc właśnie bliżej - w niedzielę siedziałam w drugim rzędzie na parterze - chłonie się energię.
Ale być może - nie, ja wiem - że ta energia to też kwestia drugiej obsady.

Nie cofnę żadnego słowa i podtrzymuję, i wiem, że Krzysztof wyciągnął co mógł i zrobił to świetnie. Będzie moim ulubionym i jedynym Clopinem, wspaniałym Kowalem, uroczym Żaczkiem i wierzę/trzymam kciuki - nie, ja wiem, że tak będzie, bo od paru lat oglądam go na scenie i widzę to - że w sezonie, z każdym kolejnym spektaklem w Gorączce będzie się coraz lepiej czuł, i tanecznie, bo głosowo jest wspaniale. Że sezon grania i premiera też wpłynęła na wszystko.

Ale Tony to rola Filipa Cembali. Filip to Tony.
Od pierwszego pojawienia się na scenie widać absolutny luz, pewność, flow i po prostu to coś sprawia, że wciąga się i wierzy się jego postaci od początku. Przysposobił go sobie, zgrał z nim, ma i ruchy taneczne wypracowane, i jak to określiła kumpela gibkość i czar, który robi z Tony'ego króla Odysei. I dramatycznie potrafi pokazać rozkapryszenie dzieciaka i pewną dojrzałość, której z czasem jest coraz więcej. Jak napisała Wiktoria, Filip oddał się roli, jakby rzeczywiście urodził się w tamtych czasach i wiedział jak jest. I jest naturalnym leaderem The Faces, że nawet te dość sztampowe role Joe i Double J w wykonaniu Krzysztofa Kowalskiego i Pawła Czajki płyną.
Właśnie, w niedzielę spektakl płynął. Wiem, że z każdym kolejnym będzie coraz prościej całej ekipie, tak samo widzę przecież progres na Notrze czy Wiedźminie, że to kwestia już 'postawienia' spektaklu, dnia po jednak oficjalnej premierze, ale jednak i płynie spektakl dzięki charyzmie  Tony'ego Filipa.

Beata Kępa jest fenomenalną Stephanie. Agnieszka zagrała dobrze na premierze, Beata też pokazuje to wyrafinowanie swojej postaci, a zarazem i wszystkie jej wątpliwości związane z pochodzeniem i tym, że tak naprawdę też nie może się odnaleźć. A zaśpiewane perfekcyjnie What kind of fool (polski tytuł wypadł mi i nie chce wrócić) i następujące po nim 'Zabierz mnie stąd' rwą serce.
A to co razem wyprawiają na parkiecie Beata i Filip - mi przyznaję, opadła szczęka, kręciłam pół pierwszego aktu głową oniemiała, że jest tak dobrze.

Iza Pawletko jest dobrą Anette, Arek Bodrzyński aktorsko gra świetnie Bobby'ego, jednak w solowych utworach, jak dla mnie, lepsi byli Maja z Maćkiem. Gdyby nie to, że bardziej do mnie trafiają po prostu ich głosy, to absolutnie uważam że i Iza i Arek są świetnie przygotowani do swoich ról.
Marcin Słabowski i Katarzyna Kurdej jako piosenkarze są świetnymi.. narratorami tej opowieści. Być może kwestia bliższych miejsc - w niedzielę dobrze słyszałam nutki wszystkie i nie miałam wątpliwości. Może na drugim balkonie aż tak dobrze się nie słyszy i nie docenia solistów...

Siedząc blisko, jak już pisałam świetnie się wyłapuje tancerzy. Chłopaki b-boye z Notre Dame, czyli Patryk Klepacki i Rafał Połubiejko kręcą się na swoich magicznych czapeczkach tuż przed nosem. Już z góry widać genialny układ z konkursu zatańczony przez Piotra Burbę i Monikę Grzelak, czy wcześniej wywijającego Piotra Martą Smuk czy Martą Śramą. Widzi się pięknie epizod Marty Smuk właśnie z ocieraniem czoła Tony'ego, czy jeszcze mniejsze 'etiudki', które wykorzystuje każdy z zespołu w czasie zmian scenografii (tak, wiem, to nie tylko z Ghosta, most był budowany specjalnie dla spektaklu, ale skojarzenie z Ghostem jest ewidentne) by zwrócić na siebie uwagę.

I być może już się przyzwyczaiłyśmy, ale szczerze mówiąc i mi, i Agnieszce - które byłyśmy na obu premierach - wydaje się, że ilość wulgaryzmów zmieniła swoją ilość. Być może byłyśmy tylko w pozytywnym szoku odbioru, że już machnęłyśmy ręką - bo parę żartów jest nadal nieśmiesznych - ale na pewno w niedzielę była też lepsza publika. Bo śmiali się bardziej, bo reagowali entuzjastyczniej..

No nikogo nie będę oszukiwać - będę wracać. Nie wiem czy będę go uważać za najlepszy spektakl - raczej na pewno nie - ale wczoraj wyszłam naładowana dobrą energią, że idąc na SKM Świętojańską puściłam sobie video z bisów i śpiewałam "Płoń mała płoń disko inferno!" ... na szczęście nie za głośno.. chyba, tylko trochę gibiąc się na boki. I przetrwałam nocną zmianę i wróciłam do domu i godzinę musiałam się wypisać, by opowiedzieć o drugiej premierze.

Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga