Rzuciłem palenie... Kocham Cię...

10:07

Jak mówi w materiałach wykorzystanych w czasie koncertu jubileuszowego Maciej Korwin, jako widz jestem mainstreamowa, lubię spektakle które są “popularne”, zrobione z klasą, tak naprawdę proste, dlatego chodzę do Muzycznego. Chodzę, by poczuć się dobrze, żeby zrobiło się ciepło na serduszku. Jasne, czasami chcę, żeby mną trzepnęło, żeby się zastanowić, ale przerost formy nad treścią, tak często wykorzystywany ostatnio w teatrach współczesnych - według słów byłego ś.p. Dyrektora "awangardowych", chcących zaszokować widza, do mnie nie przemawia i ja tego nie kupuję

Dlatego mam tak duży problem z Kumernisem, genialnie zagranym, ale bolesnym, i który dla mnie przekracza granice, także z Teatrem Wybrzeże, wydaje mi się po przeczytaniu tekstu Tlenu, że z tą sztuką też będę miała ciężką przeprawę, mimo utalentowanych wykonawców. Dlatego mimo że mówię, że żałuje nie zobaczenia Balu w operze, to zastanawiam się czy trafiłby do mnie. Dlatego mam problem czasami z piosenką aktorską – oglądałam Do DNA, czyli krakowski dyplom, który miał świetne wykonania, ale dla mnie był na granicy – na szczęście nieprzekroczonej – przerostu.


Na szczęście, balansować i nie przekroczyć granicy potrafi też Grzegorz Wolf, aktor Teatru Miejskiego i profesor Studium Wokalno-Aktorskiego, a także reżyser, oraz studenci IV roku, którzy razem przedstawili koncert dyplomowy z piosenkami Lao Che. Koncerto-spektakl, który ma sens w całości, który mimo braku dużej scenografii – z wykorzystaniem tylko tak naprawdę krzeseł oraz światła (za które odpowiada Stefan Markiewicz) – robi wrażenie aranżacjami Zbigniewa Kosmalskiego i wykonaniami.  

Mogę się nie zgadzać ze światopoglądem reżysera czy tekstami piosenek Lao Che, z paroma pomysłami, Szwoleżerowie rocznika 2014 szarżowali, ale szanuję przebardzo. A Rzuciłem palenie znowu świetnie eksponuje talenty całej 12 dyplomantów, już niedługo aktorów scen muzycznych. Każdy z nich ma swój kostium i role, które obrazują przekrój społeczeństwa: Weronika Nawieśniak jako harcerka, Kasia Domalewska jako imprezowiczka – burza loków zachwyca od Prince of jazz – Agnieszka Kwiecień w ogrodniczkach (jako elektryk śpiewająca Prąd stały, prąd zmienny), Joanna Pasternak jako Wiedźma – mająca najwięcej szans na pokazanie wokalnych umiejętności - oraz wspaniali chłopacy, ze świetnym Kacprem Kubryńskim na czele.


Właśnie: piosenki się różnią,na przemian są śpiewane te wolne z szybkimi. Idzie wiatr Weroniki przechodzi do Czarnych kowbojów w wykonaniu Mateusza Felińskiego – za ruch sceniczny odpowiadali sami dyplomanci i ich reżyser - trzeba bardzo ich pochwalić za właśnie Mateuszowy numer -potem z songu Kingi Taront przechodzi Kamil Załuska, który zawładnął scena i tym razem to on kradnie show w pierwszej części spektaklu, do Hanny Nowakowskiej.  W drugiej części, po zbiorowym Bóg zapłać, robi się bardziej mrocznie, jeszcze bardziej psychodelicznie – bo może to aranżacje, może to wykonanie Grzegorza Millera, ale od początku unosi się nastrój psychodeliczny. I następuje kulminacyjna scena – pomiędzy do tej pory wycofaną, tylko nadzorującą wszystko Asią Rybką – “Demiurgiem-Bogiem” a Sławkiem Banasiem – Noe-dresiarzem. Drogi Panie i Hydropiekłowstąpienie są genialnie zagrane i recytowano-zaśpiewane.

Końcowy Klucznik mnie bardzo uderzył, jak pięknie finał w stylu Rewii Sylwestrowych zrobili oni, IV rok, który powinien się znaleźć godzinę później na Dużej Scenie Teatru Muzycznego w Koncercie Jubileuszowym. Żal, że nie dostali szansy w tym roku, w końcu to ich ostatnie parę miesięcy, w końcu ich akompaniator, Krzysztof Wojciechowski na przeszkadzajkach, zdąża ze Sceny Kameralnej na Dużą. Oni też by mogli..  


IV rok to przezdolni ludzie, Rzuciłem palenie graja 15 oraz 26 i 27, w marcu koncert dyplomowy oraz Krwawe gody na bis. 

Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga