Zaszalejcie w Nowym Roku!

14:00

Mam już zbyt emocjonalny stosunek do Teatru Muzycznego. Zawsze, od pierwszego dorosłego spektaklu - bo ostatnio Mama mi przypomniała, że na moje 10 urodziny zabrano nas ze szkoły do Muzycznego właśnie i wtedy powiedziałam że to moje najgorsze urodziny, bo nie podobał mi się spektakl.. próbowałam znaleźć co to mogło być, nie mogę - doceniałam aktorów, podziwiałam bardzo, i od początku widząc ich na scenie czułam do nich bardzo ciepłe uczucia.

A potem zaczęłam chodzić częściej. W zeszłym roku jeszcze bardziej - może trochę przesadziłam, może.. - przez Notre Dame zaczęłam jeszcze bardziej traktować ich jako 'mój' zespół. Serwisy społecznościowe trochę też mi zburzyły tą ścianę dystansu, to nadal jest podziw i szacunek, ale jednak bliżej. I na pewno wzbudzają we mnie dużo emocji. Ich interpretacje utworów, ich przygotowanie, ich pasja - bo to musi być pasja, nie tylko praca, tyle pracować, uśmiechać się mimo bólu, mimo zmęczenia - bo próby są zabójcze.

Zwłaszcza do koncertów Sylwestrowych. Trzeci rok z rzędu spędziłam 3 godziny na pierwszym oficjalnym o 17. I co rok coraz bardziej opada mi szczęka.Po Be italian, Kałasznikow czy Unchained melody w czasie 2014/2015 nie mysłalałam że będzie lepiej. Ale zdarzyło się zeszłoroczne Belle, w czasie którego hiperwentylowałam, i Burlesque, I will survive i My Słowianie.
W tym, dzięki podglądaniu na Snapchacie choreografa Michała Cyrana już wiedziałam, że będzie ekplozja, fragmenty Candyman czy Thrillera robiły wrażenie już na krótkich fragmentach. Rysunki które pokazywała Kalina Konieczny na Instagramie zapowiadały Króla Lwa.

Ale na żywo, wizualnie i razem z dźwiękiem, wszystko przekroczyło oczekiwania i zespół pokazał majstersztyk. Czyli to co na co dzień prezentują w spektaklach razy milion.
Oczywiście, jak zwykle pierwszy akt ma coś w rodzaju scenariusza. Po chęci zrobienia musicalu przez producentów z Hollywood (2014/2015) i podbicia telewizji (2015/2016) teraz po pożegnaniu Spamalotu jest poszukiwany nowy musical. I zespół prezentuje Królowi Arturowi kolejne propozycje na hity, na które licencja nie wygaśnie tak szybko. Przy okazji trzeba też wykorzystać scenografię schodzącego w marcu Shreka (furia Smoczycy-Karoliny Merdy obok 'śpię koło Reżysera!'Ewy Walczak była najlepszym momentem żartowym pierwszego aktu. A, i sama Ewa, która świetnie sprawdzała się konferansjersko na Dyplomie zeszłego roku i Jubileuszu SWA to perełka tego koncertu też. Wywiad z Michaelem-Maćkiem! ;))i nawiązać do przygód pozagdyńskich solistów (Sister act)
Te propozycje od Kręgu życia - a tak naprawdę już od pierwszego superfenomegazajefantabombastycznego utworu z Mary Poppins - sprawiają że szczęka opada. Na kostiumy. Na to jak ten zespół tak szybko się przebiera. Na choreografię dopracowaną w każdym szczególe. Na warsztat wokalny który każdy z artystów ma.
I to jest perfekcyjne też w koncertach Sylwestrowych. Każdy solista, każdy z zespołu dostaje swoje 5 - lub parę więcej - minut. I wykorzystują je w stu procentach. Ciężko kogolwiek wyróżnić, bo musiałabym wymienić wszystkie utwory i każdego. Piękne Elsa i Anna, czyli Karolina Trębacz i Maja Gadzińska. Maja potem wyciągająca taaaką nutę w Memory. Fantastyczny Maciek Podgórzak w Thrillerze. Najbardziej cieszyłam się z Artura Guzy, który w końcu dostał utwór na miarę swoich możliwości, w końcu doceniony Music of the night, a nie Daj mi tę noc - które było fajne i w ogóle, ale głos Artura zdecydowanie zasługuje na Upiora. Kolejny powód by dziękować za Notra.
Ale z pierwszego aktu zdecydowanie obok fantastycznego Kręgu wybija się Anything goes. Coraz większe oczy, coraz bardziej opadnięta szczęka. Stepowanie robi zawsze największe wrażenie, i zespół i studenci SWA zadziwiają i aż ma się ochotę wstać po całym utworze i klaskać. Jaaaak oni mogą się przy tym uśmiechać. Jak oni mogą po takiej choreo jeszcze chodzić i tańczyć tak jak to robią w drugim akcie. JAK.

Drugi akt to już koniec scenariusza i przedstawianie ważnych w sezonie utworów z musicali czy tych które nadchodzą i popisówki taneczne, wokalne i muzyczne (chroniczny crush na to co potrafią robić na pianinie Artur Guza i Krzysztof Wojciechowski został zaspokojony, jaka ta Rapsodia była dobra).
I były Dzwony w wykonaniu Krzysztofa Kowalskiego i nie mogę przestać myśleć, że tak mogło być od początku, że mimo że już Notre Dame jest tym musicalem i będzie z tą obsadą, ale jakiś żal jest, zwłaszcza po tym wykonaniu. Młoda część zespołu dostała swoje minuty, starsza część też i to jest naprawdę cudowne (Piaf dwa wieczory pod rząd, francuska część serca mówi oui!). Taneczne The Aloof i tańce towarzyskie przygotowane przez Krzysztofa Dzwoniarskiego. Popisowy wokalny Tico Tico, wyłapywałam kolejne głosy solistów i tylko się cieszyłam. Dobrze było właśnie wyłapywać w zespole, nawet jak nie mieli solowych partii, kolejnych artystów, jak na przykład Igę Grzywacką czy Sebastiana Wisłockiego, te twarze które widzę i podziwiam chodząc w czasie roku. No i finał, przetłumaczone Finale z Something rotten na warunki nasze - wiedziałam co się święci od pierwszej referencji do całego śpiewanego musicalu, ale chyba niestety tylko ja wybuchnęłam głośnym śmiechem na Dzwonnika.. PARDON, mówi się NoterDamdePariiiiii! I tak, ludzie to kochają. I będą kochać. Bo to w końcu musical.

Szczęka opadła też przy występie już bardzo zaprzyjaźnionych z Muzycznym artystek z Mira Artu - i tym razem nad publiką! Koło ścian! Ręce mi się spociły patrząc na te wstążeczki, ja wiem że dziewczyny to profesjonalistki, ale najgorsze scenariusze przelatywały przez głowę. Cieszę się też że została wykorzystane ściany po bokach na wizualizacje. Po co LEDy jak efekt może być na ścianach? Przy przedstawieniu Brzechwy dla dzieci tygrysy i dziki latały po całej sali. A nowinka technicza przy piosence z Pustyni i w puszczy - nie chcę aż tak spoilerować, ale się cały czas zastanawiam jak to było możliwe. Mam pomysł, że to dzieki temu kostiumowi, ale zrobiło wrażenie. Na pewno.

Koncerty sylwestrowe na bis grają od 2 stycznia przez cały tydzień, a potem na koniec sezonu jako Koncert na zakończenie sezonu. I jasne, polecam bardzo musicale, ale jeśli chcecie zobaczyć finezję i to co najlepsze w Muzycznym, lećcie na Koncert. Nie zawiedziecie się. Ba. Zachwycicie.


Dla mnie to też był wyjątkowo wyjątkowy koncert. Asiu - ja naprawdę dziękować nie przestanę.


Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga