#nocnazmiana

14:19

czyli do 16 można pochodzić po Mieście.

Wstaję koło 10 i łyżeczką próbuję zjeść Nutellę. Nie da się tej prosto wyłożonej z lodówki.
Focia na #3cthashtagday na Twittera i można się w końcu ubrać i wyjść.

Biorę płaszcz, bo chyba w kurtce będzie za ciepło... mam rację. Nie zapinam guzików, bo słońce grzeje. Idąc do biblioteki zastanawiam się czy to wrzesień czy listopad.
Jak się później okazuje około 15.30, to jednak listopad.

W bibliotece, do której należę od 13 lat, chodzę między półkami szukając francuskiej literatury z tęsknoty za Paryżem. Znalezione, jadę dalej.

W trajtku pustawo, bo to nie szczyt komunikacyjny. Czytnik i czas skończyć Merci pour ce moment, czyli Valerie T., byłą First Girlfriend Francji. Przez większość czasu nudna, skubana pojechała po emocjach opisując swoje podróże humanitarne. Skubana.

Wysiadam w centrum - bo mimo że mieszkam w Gdyni, gdy jeżdżę do centrum, mówię - jadę do Gdyni. Gdy wracam - jadę do domu. Czyli jestem chylonianką, a nie gdynianką?

No jestem gdynianką. Księgarnia by odebrać płytę - tak, nadal kupuję płyty i słucham ich na komputerze pracowym który jako jedyny ma odtwarzacz - i restauracja by zjeść obiad. Mimo że milion knajp na Święto, ja chodzę tam gdzie wiem gdzie dobrze. Znaczy włoska restauracja i farfalle ze szpinakiem, a obok francuska kawiarenka i czarna kawa.

Czas przejść do pracy. 5-8 minut, zależy jak nogi niosą. Już czuć listopad, wieje wiatr od morza.

8 godzin, taksówka czeka o północy. 'Chylonia?' 'Tak, ten najładniejszy samochód z tyłu'.

Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga