Łoj, co to był za sezon!

00:13


Taki wyjątkowo krótki.
Wyjątkowo dziwny.
Wyjątkowy.
Bo-sami-wiecie-co.
I ciężko i smutno.
Ale udało mi się 'zaliczyć' większość premier, przynajmniej z tej pierwszej części roku 2019. I wam o tym opowiem. Gdynia - w osobnym wpisie!

Pippin - Teatr Muzyczny Poznań.
Byłam blisko po premierze, więc jak pisałam w courcie - detale umykają - dlatego cieszę się, że chociaż na Instagramie pisałam o małych momentach. Ale w większości - pamiętam.
O Pippinie usłyszałam ze dwa lata temu od Michała Cyrana - który miał niedawno urodziny, sto lat choreografie! - i przepadłam. Pippina.. niełatwo opisać nawet fabularnie - bo opowiedzieć że opowiada o synu króla Karola Wielkiego, który przejmuje władzę - to nic. Poznań dodaje podtytuł Historia prawdziwa o Poszukiwaniu Szczęścia - ale to mi się wydaje zbyt sztampowe. To tytuł - i uwaga, będzie teoretycznie sztampowo - magiczny. W przenośni i dosłownie. Widz - jeśli nie widział wersji na Youtubie - będzie zaskoczony tym co się będzie działo. Ten co już widział - będzie chłonął i śnił. Bo znowu teoretycznie Pippin ma dość wysoki próg wejścia - ale jak się da wciągnąć i opętać - bierze się wszystko w siebie.
Oglądając musical wcześniej, wyobrażałam sobie Pippina na bardzo dużej scenie, a w Poznaniu scena jeszcze jest jaki każdy widzi. Ale Jerzy Jan Połoński zrobił przecież już w Poznaniu Footloose, a w Gdyni na Kameralnej Tuwima dla dorosłych, i wie jak wykorzystać scenę. I każdy kto widział Tuwima - bądź jak podobno Operę za trzy grosze w Krakowie w reżyserii tego samego reżysera - wie, jakiego klimatu można się spodziewać. Powtórzę się - magicznego, i cyrkowego.
Cyrkowego, bo narratorem opowieści jest Mistrz Ceremonii - ja widziałam Izę Pawletko, na roli z Dagmarą Rybak - i chapeau bas dla reżysera za taki casting. Iza hipnotyzowała, przyciągała uwagę, i miała w sobie niesamowity pazur i wspaniale poprowadziła spektakl. Jako Pippina widziałam Wojtka Daniela - na roli z Maćkiem Pawlakiem - i bardzo się cieszę z tej roli dla niego, świetnie śpiewał, a jego pół-uśmiechy robiły cały spektakl. Kasia Tapek jako Katarzyna wzruszała. Specjalne wyróżnienia dla Bartka Sołtysiaka - WIZYGOCI! WIZYGOCI! WIZYGOCI! - i Łukasza Brzezińskiego - spoiler: śmierć Gęsi to najlepsza śmierć jaką widziałam w musicalach.
Koniecznie muszę wrócić. Chciałam. Odwołali.
Nie udało mi się dotrzeć też na Księgę Dżungli w Poznaniu - w Gdyni zresztą też nie, dzień przed tym jak miałam być zamknęli teatry.

Mock. Czarna Burleska - Teatr Capitol Wrocław
Do dziś chyba nie otrząsnęłam się z końcówki I aktu. Siedzimy w kinie Capitol jest dostępne na serwisach muzycznych - Spotify, Deezer - można też zamówić płytę, ale wykorzystanie sceny i cała elektryzująca atmosfera...
Książki Marka Krajewskiego z serii o Mocku czytałam parę lat temu namiętnie. Teraz nie jestem trochę na czasie, ale fascynowały mnie opowieści o przedwojennym/wojennym Breslau, czy Lwów z serii o Popielskim. To co robi Capitol, jaki repertuar bierze na tapet, mnie fascynuje i za każdym razem zachwyca. W Liżę Twoje serce opowieść przecież też dotyczy Miasta Wrocław, lokalny patriotyzm popieram bardzo.
Konrad Imiela, reżyser, wziął z Liżę - i wydaje mi się że z Bębenka trochę też - najlepsze elementy, dołożył własne pomysły na książki Krajewskiego - burleska z kryminałów!, zaprosił do napisania muzyki 23-letniego Grzegorza Rdzaka, i wyszło coś, co naprawdę zrobiło piorunujące wrażenie.
Burleska! Ale w końcu Ebi Mock zajmował się różnymi przypadkami. A narratorkami całego spektaklu wprowadzającymi widzów w kolejne epizody z życia komisarza są Damy Ulicy. Sześć wspaniałych dziewczyn. .Czarna burleska! Bo jest mrocznie. Jest krwawo. Jest dla dorosłego widza. Bo taki był Breslau.
Podkreśliłam wiek kompozytora, bo to co proponuje Grzegorz Rdzak jest tak innowacyjne i świeże dla polskiego musicalu, dla musicalu w ogóle, że nie można przejść obok tego obojętnie. Wysłuchajcie ścieżki na Deezerze/Spotify, z zastrzeżeniem że na żywo robi to jeszcze większe wrażenie. Chociażby właśnie wspomniane przeze mnie Siedzimy w kinie Capitol.
Artur Caturian jest jak bohater z kartek książki. Wycofany teoretycznie, ale cały czas w centrum. Miotany przeznaczeniem - #GeraltTajm - ale rozwiązujący sprawy bezbłędnie. Cały zespół aktorski - i tancerze - są fenomenalni - ja muszę wyróżnić oczywiście Krzysztofa Suszka jako Herberta Anwaldta.

Aida - Teatr Roma
Byłam w grudniu, w przerwie pomiędzy Świętami a Sylwestrem. I..., le wzdech.
Znaczy, na pewno doceniam bardziej niż Pilotów, umówmy się.
Ale - to tak naprawdę kaliber Kotów. Czyli - i to nie tylko moja, ale głównie moja subiektywna opinia - musical nudny. Nie moja bajka.
Bo to trochę bajka. Z takim trochę mniej Disneyowskim happy endem - i za to super - ale jednak bajka. Księżniczka wzięta do niewoli przez Egipcjan, zakochuje się - i wzajemnie - z księciem który ją więzi, ale on ma już narzeczoną.
Było wiadomo, że nie będzie przynajmniej wielkich fak-apów z tekstami - mogły być z tłumaczeniami, ale nic takiego strasznego nie wpadło mi w ucho - no chyba że nie słuchałam, bo przysnęłam, mogło tak być.   Napisany przez Eltona Johna muzycznie ma vibe Disneyowski właśnie, z lekkimi rockowymi nutami, do słów Tima Rice na podstawie opery Verdiego.
Nie moja bajka. Doceniam pracę i LED-y, które tym razem grały rolę taką trzecioplanową - przynajmniej nie przeszkadzały i nie kradły roli, w roli Aidy widziałam Anastazję Simińską - i dziewczyna ma potężny głos, chociaż mi bardziej serce skradła w Robinsonie w zeszłym sezonie - Pawła Mielewczyka - porządnego Rademenesa - i Monikę Rygasiewicz jako Amneris - i znowu ona była zdecydowanie wspanialsza, i wydaje mi się że lepiej czująca się w roli jako Dziewczyna z Once. Specjalnie wyróżnienie dla Janusza Krucińskiego - jak wszedł na scenę jako Dżoser, zachichotałam myśląc sobie: QuasiFrollo i lofki dla sukienki!
I z Romy to ja chyba wybieram Scenę Novą, z Robinsonem jako porządną bajką dla dzieci, świetnym Tuwimem dla dorosłych i niesamowicie i prawdziwie chwytającym za serce Once.

Przybysz - AT Warszawa.

Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez Gosia Pietrzak (@margotana)
Ile ja się od początku sezonu nasłuchałam o Przybyszu - dyplomie studentów aktorstwa teatru muzycznego z Akademii Teatralnej. Nie żebym nie chciała się na niego wybrać już od samego początku - reżyseria Wojciech Kościelniak, muzyka Mariusz Obijalski, choreografia Ewelina Adamska Porczyk. Czego chcieć więcej?
Historii poruszającej można chcieć. Można chcieć 7 przezdolnych ludzi, którzy razem i każde z osobna opowiedzą, filtrując przez swoją wrażliwość i talent i umiejętności nabyte w szkole,  poruszającą historię.
I to wszystko człowiek dostanie. I złapie Cię widzu za serce Szczęście, Przybysz, Chinka czy Paszczogon. I wyjdziesz, i będziesz jechał przez Warszawę na pociąg i będzie Ci ciepło, i otuli Cię myśl, że można w Polsce zobaczyć teoretycznie kameralny, a tak dobry spektakl.
Przybysza można było zobaczyć online, AT wypuściła spektakl na parę godzin, i dobrze, bo spektakl który miał być pokazany w ramach PPA, który miałam zobaczyć po raz drugi, przepadł.
I marzy mi się, by w SWA, czyli w szkole gdyńskiej, Kościelniak zrobił spektakl dyplomowy, nawet z piosenki aktorskiej. Jak wyciągnąłby z tych kolejnych roczników zdolnych ludzi perełki. Jak dobrze by się to oglądało.

Śpiewak Jazzbandu - Teatr Żydowski Warszawa
W czerwcu zeszłego roku nie udało mi się zobaczyć premiery jeszcze poprzedniego sezonu,w sierpniu okazało się, że jednak będę mogła pojechać. I jak to z kościelniakami warszawskimi bywa - o jednym jeszcze będzie - widziałam dużo elementów charakterystycznych dla reżysera, które widz, który widział nawet ze trzy spektakle - rozpozna. Jest i 'narrator', postać spinająca - Taper - w tej roli świetny Arek Borzdzyński - na obsadzie była Renia Gosławska, ale wszedł ten Taper na scenę, i (kontuzjowana) Renia zamieniła się w Arka. Była widoczna fascynacja- może nie tym razem komiksem - kinem reżysera, Śpiewak był to w końcu pierwszy film dźwiękowy w historii kina z 1927 roku. Młody chłopak - świetny w Alabamie i tanecznie Kamil Krupicz - nie chce być kantorem, jak jego ojciec. Szuka szczęścia w gatunku, który kocha - jazzie, spotykając na swojej drodze Mary - urocza i równie świetnie tanecznie Ada Dorociak.
Bo jak i głosowo i fabularnie nie jest źle, ten spektakl stoi świetną choreografią Eweliny Adamskiej Porczyk. Bo jazz to ruch, nie tylko dopełnienie historii, ale jej opowiedzenie.

Rock of Ages - Teatr Syrena
No i teraz nie wiem. Czy to mój brak rocka we krwi, czy brak nastroju na historię, czy niechęć do jukeboxów, czy zbytnie przywiązanie do oryginałów np. Don't stop believing - dość powiedzieć, że ja nie jestem fanką tego musicalu.
I pewka, doceniam całą robotę, Filipa Cembalę który robi całą robotę w przełamywaniu konwencji i cały czas mruganiu do publiczności, i w samym spektaklu są momenty naprawdę śmieszne - ale większość jest grana jakby cały czas serio. Jakby cała konwencja/historia była pastiszem - spoko, przyjęłabym w całej okazałości, kocham Spamalot. Jednak wydaje mi się, że albo źle poprowadzony był spektakl, albo aktorzy wzięli sobie na serio całą fabułę - no albo ja po prostu nie kupiłam tego i nie zrozumiałam. I jak doceniam Jacka Mikołajczyka jako tłumacza - Next to normal czy Rodzina Addamsów są świetne - to RoA wyparłam, bo pamiętam jedynie, że nie chciałam tego słuchać i się załamywałam, ale kompletnie nie pamiętam tekstów, a szczerze mówiąc - nie chcę szukać by mieć traumę znowu.
Ale oczywiści, specjalne wyróżnienie dla włosów Michała Słomki.

Kapitan Żbik i żółty saturator - Teatr Syrena.
I pojawił się kościelniak kolejny warszawski. I to co pisałam o Śpiewaku czy wcześniej o Halo Szpicbródka - mogę napisać o Żbiku. Warszawskie spektakle reżysera są przeznaczone dla innej publiki niż gdyńska czy capitolska, i w porządku. Oczywiście, tym razem wcześniej sygnalizowana chociażby w nieodżałowanym Złym - jakby tak fajną wersję teatr udostępnił nawet na jeden seans, nawet za kasę, oglądałabym, każde pieniądze, nawet 30 zł bym wpłaciła! - miłość do komiksu reżysera w inscenizacji komiksu, o którym słyszałam od rodziców dała swój upust (Tata: Na co ty tam pojechałaś? Moi: Na Kapitana Żbika. Tata: Musical z tego zrobili? Myślałem, że Lalka to szczyt *disclaimer: na Lalce rodzice byli i się im bardzo podobało). I Kościelniak dobrze się w tym czuje, widz musi przez chwilę się dostosować - zwłaszcza jak kupił trochę tańsze miejsce z boku i przez 10 minut zasłania mu część scenografii i akcji żółty saturator. Akcja jak w komiksie rozwija się, biegnie przez Warszawę za Manfredem Steifem - przebosko przerysowany Tomasz Więcek, tak się nadaje do tej roli! - i saturatorem z wodą z sokiem.. tym czerwonym, po której kolejni mieszkańcy nie mogą dojść do siebie...
Specjalne wyróżnienie - dla Eweliny Adamskiej-Porczyk w roli Danuty. Co ta kobieta tam nawyprawiała na koniec I aktu. Tak roztrzęsiona byłam po Siedzimy w kinie Capitol. Nie-sa-mo-wi-ta. Słyszałam, że Ada Dorociak, która w drugiej obsadzie gra Danutę, również zrobiła piorunujące wrażenie. Koniecznie muszę ją zobaczyć. Koniecznie.

Nie ma - koncert Justyny Szafran - Capitol
W lutym udało mi się dostać, przez program lojalnościowy już byłej pracy, bilet na wyprzedany w 5 minut koncert Justyny Szafran z piosenkami Osieckiej. 12 godzin - 6 w jedną, 6 w drugą - spędziłam w pociągu by zobaczyć lekko ponad godzinny koncert. Czy było warto? Oczywiście.
Kto nie zna Justyny Szafran, ten trąba. Oglądałam jej występy na Jutubie z Cyganerią, Miasteczko cud odtworzyłam chyba 2000 razy w serwisach streamingowych. Co najmniej. Widziałam Blaszany Bębenek i jej babkę Annę, Milady w Trzech Muszkieterach, Kobietę w Mistrzu i Małgorzacie czy w Liżę twoje serce czy Frankeinsteinie. W wakacje w Teatrze Atelier.
I recitale są ciężkie, tak sądzę, prawie jak monodramy. Jeden człowiek skupia na sobie uwagę całej publiki. Z piosenkami Osieckiej na pewno jest prościej, ale rzadko kiedy widzowie są tak skupieni, że zapominają oddychać, siedzą poruszeni, ocierają ledwo łzy i nie potrafią klaskać. Justyna Szafran potrafi zahipnotyzować publikę tak że siedzą oczarowani.
Koncert Nie ma był też online, płyta wychodzi niedługo. Jak wszystko wróci do normy - konieczna wizyta u czarodziejki Justyny. W wakacje miał być recital w Atelier.

Koncert Sylwestrowy Rozrywka kocha kino - Teatr Rozrywki Chorzów
Koncert Sylwestrowy w Rozrywce trwał jeszcze dłużej niż w Gdyni, aż do końca karnawału, więc zdążyłam się wybrać do dziewczyn, bo uwielbiam Chorzów i Kato i węgiel i Kopalnioki i Spodek. I rozrywka zapewniła dobre parę godzin rozrywki z przebojami filmowymi. Nasz pierwszy rząd był ekstremalny, zwłaszcza dla Jarka, męża Asi, nas też trochę Joker przestraszył, ale to była pierwszorzędna zabawa - typowo karnawałowa, typowo dla soboty, taneczna. Ja tam najbardziej cieszyłam się z przetłumaczonego gdyńsko Saturday night fever - śpiewałam trochę za głośno - był song z Hairspraya czy medley ciekawie dopasowany do Rodziny Addamsów. Nie zabrakło Disneya, ale największe wrażenie i wyróżnienie dla Glory w wykonaniu Kamila Franczaka, Franka. Franek król - już od Jak odnieść sukces uwielbiam człowieka równie mocno jak 'moje' dziewczyny.
W Chorzowie - ominęła mnie - i została przełożona -premiera Zakonnicy w przebraniu. Ja wrócę na Śląsk. Tęsknie za Kato. </3

Jesus Christ Superstar - Teatr Rampa
Tym razem coroczna wycieczka do Rampy była z paru względów wyjątkowa. Primo: dzień po zamknięto wszystkie teatry, nie zdążyłam wrócić do Gdyni na Księgę Dżungli. Secundo: to był ostatni wyjazd na tourdemuzyczne. Tertio ale primo: debiut i jeden z dwóch spektakli Maćka Podgórzaka w roli Jezusa. I o -nomen omen - Jezu drogi, cieszę się, że kupiłam bilet właśnie na premierę Maćka, w głowie myśląc że drugi raz też pojadę, ale premierę chcę też.
Maćkowe Gethsemane z dyplomu, które jest na Youtubie, słucham co Wielkanoc z 1500 razy. I w serduszku mi było ciepło, widząc po tych paru latach oglądania go na scenie, jak bardzo się rozwinął. Jak przez te lata Notra pracował i pracuje cały czas nad swoim aktorstwem i śpiewem. Jak dla mnie - Gethsemane było wspaniałe. Jak już następnego dnia bardzo żałowałam, że reszta widzów w tym roku nie mogła przekonać się o tym, jak dobrym Jezusem został wybrany. Jak przyjechałabym na koniec setu w kwietniu i byłabym w szoku jak bardzo od tej premiery Maciek pracował nad rolą i jak rozwinąłby się. Bo tego jestem pewna.


I skoro przetrwaliście TL;DR bonusik
Ghost Theatre Mogador Paryż
No i jak zwykle musiałam wpaść do Paryża na koniec października. I mimo, że zrujnowało to mój budżet na parę miesięcy, to nie żałuję, bo tym tęskniła.
A tak - zobaczyłam Notra z rusztowaniami, zjadłam milion makaroników i posiedziałam w Ogrodzie Luksemburskim. No i wpadłam do teatru - na Ghosta, która w nigdy nie widziałam o wiele za długo, który miał być grany w maju, którego teoretycznie pożegnanie jest w listopadzie, ale nikt nie wie co będzie.
I w czasie antraktu pisałam na Story swoje odczucia, bo dużo ich miałam, uwaga cytuję:
-nie było obrotówki i drugiego poziomu, co na niekorzyść tej produkcji.
-nie było czerwonej kanapy, była industrialna kanapa i fotel - brak czerwonej lodówki ubódł serduszko
-#teamCarl (przeprzystojny quebecki aktor) chociaż nienawidzi się go od pierwszej sekundy (i miał ciut gorszy głos od Bacy i Krzysia W)
-była trumna na scenie!
-Claudia Tagbo jako Oda Mae sztos - chociaż Spadam stąd lepsze u nas, Claudia jest komediantką/komiczką, nie śpiewa aż tak dobrze jak nasze aktorki
-Monik czyli Molly krzyczała w Ty/Sans toi, ani Maja ani Edyta tego nie robiły
-Sam mniej entuzjastyczny niż Sebastian, ale Sebastian obdzieliłby z 15 Samów swoją energią
-padłam ze śmiechu na rozwiązanie przechodzenia przez drzwi, zwłaszcza że siedziałam w pierwszym rzędzie i tam było to dość...chamsko=prosto rozwiązane.
-drugi akt był mocno skrócony w porównaniu do gdyńskiej wersji i scena z duchami była mniej przekonująca.

Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga