Wiatr od Morza i z Kanady

14:25

Przez kilka ostatnich dni - tak naprawde od poczatku kalendarzowej wiosny - w Miescie pizga zlem, jak to uwielbia mowic moja przyjaciolka, czyli wieje od morza, a na dodatek pada deszcz. Wiatr powiedzmy ze sie da przezyc - w koncu to Miasto portowe, Miasto, ktore kolysza sztormy na Baltyku, na ktore mieszkancy zwracaja uwage tylko gdy suwnica spadnie lub gdy fale obmyja Bulwar i nie bedzie mozna chodzic na spacer. No ale deszcz..? Tak nie mozna!

Ale sa w te wietrzne dni momenty, ktore nadaja blasku. Owszem, na poczatku sie boisz tego - wychodzisz z pracy perfekcyjnie uczesana (no dobrze, na tyle ile pozwalaja te kudly na glowie..), 8 raz w zyciu masz makijaz, plaszczyk - a tu pizga zlem i leje. A ty nie masz parasola/kaptura/czegokolwiek.
Czekajac na autobus mialam wielka ochote isc na drugi przystanek i wrocic do domu. I to jak. I autobusy, oba spoznione, sprawily ze dystans 2 km pokonalam w 45 minut mowily mi, ze mam wrocic sie.
Ale wycofanie w tej sytuacji byloby gorsze niz absolutne sknocenie wszystkiego.
Co zrobilam.

No dobrze, nie sknocilam wszystkiego ja sama, duzo pomogli mi w tym inni, ale i tak o spotkanie Garou z Ofcami w Gdynia Arenie bede sie gryzc przez nastepne sto lat.
Owszem, spotkanie ktore mialo byc o 17.30 zostalo przesuniete na 18.48 i trwalo kilka minut, ale i tak wiem, ze inaczej moglo to byc zalatwione.
Owszem, kazdy mial szansa na chwile z Artysta, ale i tak wiem, ze mozna bylo to pokierowac inaczej.
A juz myslalam ze cos sie uda..
Mi sie udalo zrobic z nim selfie...

A photo posted by Gosia Pietrzak (@margotana) on
 Ale koncert w Gdynia Arena tuz po tym byl ekstra - a nie wydawal sie taki przez pierwsze 4 piosenki. Tupalam nozka, ale nie wstawalam, bo ludzie tez nie wstawali. Ale sam Garou sie wkurzyl przy Quand tu danses. No i pod scena sie znalazlam w sekunde. I inni tez. I juz tam zostalismy. Do konca koncertu.
Ale mnie nogi bolaly i jak glosu nie mialam, i jak ja nic nie slyszalam.
I Gar dal rade, i jak gdynska publika dala rade.
Tu relacja z Eratusza, moja i Sylwii.

Wiatr wywial Garou najpierw do Krakowa i Warszawy, teraz na Wschod, mnie zostawil plywajaca przez kaluze w Miescie, schodzaca na lunch do centrum by poplotkowac z przyjaciolka.
Kocham Moje Miasto. Nawet gdy wybory do rad dzielnic nie ida tak jak moglyby byc przez koleczko wzajemnej adoracji i nienormalnych ambicji.
Ale mogloby przestac wiac i padac by zrobilo sie wiosennie.

Czytaj też:

0 komentarze

Archiwum bloga